Podatek zamiast abonamentu!
Od wielu lat trudno wytłumaczyć Polakom dlaczego żąda się od nich opłaty za „posiadanie telewizora„. To nie wina Polaków, że tego nie rozumieją – to sformułowanie jest po prostu głupie. A ludzie, nie rozumiejąc, buntują się i nie płacą. Tłumaczenia są różne:
– płacę już za kablówkę!
– nie oglądam TVP!
– oglądam TVP, ale programy są kiepskie, więc nie zapłacę!
– nie mam i nigdy nie miałem telewizora!
Sprawdzanie, kto ma telewizor, a kto nie, kto słucha radia, a kto nie doszło do form karykaturalnych – co ciekawe – w Niemczech. Wyspecjalizowana firma (za pieniądze podatników zapewne) ściga niepłacących stosując m.in. podstęp, np. telefonując z pytaniem o ulubiony serial. Udzielenie odpowiedzi oznacza, że serial, a więc i telewizja jest w mieszkaniu oglądana! Więc nakładamy opłatę… Można się od niej odwołać wysyłając pismo z oświadczeniem, że serial ogląda się u sąsiada. To nie żarty.
Do podobnych absurdów w Polsce nie dochodzi, ponieważ ściągać tej opłaty się władzy nie chce lub ściągać jej władza nie potrafi. Swego czasu Donald Tusk (to też nie żarty) wbrew obowiązującym przepisom ogłosił publicznie, że abonamentu płacić nie trzeba… Dla władzy udowadnianie komuś czy ma radio lub telewizję faktycznie jest problemem, ale to kwestia poboczna, bo zapominamy o tym po co jest ta opłata.
Ona w istocie nie jest opłatą „za posiadanie”. To opłata mająca na celu sfinansować publiczne media: radio i telewizję. Ustawodawca wyszedł z założenia, że płacić powinni ci, którzy radio i telewizję oglądają, to znaczy mają radio i telewizor. Nielogiczne to, w końcu można posiadać odbiornik i nie korzystać, ale jak wspomniano wyżej – skupmy się na meritum sprawy. Opłata abonamentowa ma dostarczyć publicznej telewizji i radiu środków na tzw. programy misyjne, czyli programy, które nie przynoszą dochodów, nie dostarczają reklamodawców – takie jak programy edukacyjne czy kulturalne.
Programy dla dzieci, audycje poświęcone historii czy teatr telewizji nie generują zysków, a są potrzebne. Stąd abonament. Nie chcemy oglądać filmów przerywanych reklamami: stąd abonament. Nie chcemy kiczu lub audycji niskiej jakości: stąd abonament. Transmisje z wydarzeń sportowych, w których uczestniczą reprezentanci Polski również powinny być ogólnodostępne: stąd abonament.
Jeśli już zgodzimy się, że abonament jest potrzebny po prostu… doliczmy go do rachunku! Do tego rachunku, który wszyscy razem płacimy. w formie podatku Skoro zrzucamy się na służbę zdrowia (a nie wszyscy chodzą do lekarza, a część, która chodzi – płaci za prywatne usługi), skoro płacimy za drogi (a nie wszyscy nimi jeżdżą), skoro premier Donald Tusk chce, żebyśmy płacili za greckie kredyty, których nie zaciągaliśmy… Dlaczego nie mielibyśmy w podatku mieć zawartej drobnej opłaty na publiczne media i zakończyć tą abonamentową farsę?
Odezwą się głosy, że już wystarczająco dużo podatków płacimy. Pełna zgoda, ale:
Po pierwsze: opłata rozłożona na wszystkich podatników będzie niższa niż ta, którą naliczano do tej pory osobom „posiadającym” odbiorniki (czyli w praktyce tym, którzy zarejestrowali ich posiadanie).
Po drugie: większość Polaków wybrała na drugą kadencję partię, która zwiększyła podatki, a nie tą, która za swojej kadencji podatki obniżyła, więc chyba nie problem w podatkach?
Po trzecie: egzekwujmy od władzy rozsądne wykorzystanie funduszy z już pobieranych podatków (zmniejszenie rozrośniętej biurokracji, departamentów i urzędników), to może wcale nie trzeba będzie zwiększać kwoty podatków, lecz oszczędności pójdą na media?
Wprowadzenie powszechnej opłaty zmniejszy również płacony przez nikogo innego jak przez podatników koszt ściągania abonamentu (obsługa przez Pocztę Polską zostałaby zlikwidowana na rzecz dotychczasowego przelewu podatkowego) i zwiększy skuteczność ścigania, gdyż organy podatkowe radzą z tym sobie nad wyraz dobrze.
Korzyści:
– koniec niezrozumiałego „płacenia za posiadanie telewizora”
– łatwość ściągania
– mniejsza opłata jednostkowa
– większe wpływy na programy misyjne
Kto za?…