Kościół z dala od polityki!
„Niech się Kościół trzyma z dala od polityki!” – wygrażają mądre głowy w telewizji i gazecie. A za nimi tłumy na ulicy i… w kościele. Można by pomyśleć, że faktycznie – kościół to nie partia – i nie powinien mieszać się „do polityki”. Niech zajmuje się swoją działką, tzn. odmawianiem zdrowasiek i tym podobnych rytuałów.
Zasadniczo, chyba każdy powinien zajmować się swoją działką? Skoro Kowalski pracuje jako listonosz to niech na temat nowej ustawy dotyczącej służby zdrowia nie mędrkuje, zgoda?…
Przyjmijmy, że na osiedlu jest grupa młodych mam. Regularnie spacerują one wokół kamienicy i oto w wyborach na radnego gminy startuje kandydat Nowak, który deklaruje, że priorytetem w budżecie powinno być zbudowanie placu zabaw dla dzieci. Jego kontrkandydat Wiśniewski uznaje natomiast, że kosztem placu zabaw wolny teren i środki powinny zostać przeznaczone na nowy parking. Jak powinny zachować się młode mamy? Namawiać sąsiadów na głosowanie za Nowakiem, który chce zbudować plac zabaw, czy też „nie mieszać się w politykę” i głosować po cichu na Nowaka licząc, że Kowalski nie wygra?
Kościół katolicki jest organizacją głoszącą (od wieków) wartości, z których wyrosła i którymi kieruje się nasza cywilizacja. Dziesięć Przykazań Bożych to w naszej kulturze albo prawo egzekwowane przez państwo (np. „nie zabijaj”, „nie kradnij” itp.) albo normy zwyczajowe, którymi się kierujemy (np. „czcij matkę swoją i ojca swego”, „nie cudzołóż”) i których łamanie jest oceniane jako naganne społecznie. Kościół nie tylko przekazuje te wartości, ale – jeśli chce być traktowany serio – powinien również nawoływać do ich stosowania, a niestosujących – potępiać!
Bo czym jest rodzicielski nakaz niewysłuchany przez dziecko bez żadnych konsekwencji? Czym jest źle napisany egzamin bez niskiego stopnia. Nauką czy nic nie wartą gadaniną? Czy można być trenerem drużyny sportowej i nie odsuwać od gry zawodnika, który nie realizuje założeń taktycznych? Czy sędzia nie wyrzuca z boiska sportowców nieprzestrzegających reguł gry?
Kościół czerwonych kartek (poza sytuacjami drastycznymi opisanymi w prawie kanonicznym) nie rozdaje, ale powinien dążyć, aby głoszone nauki (jeśli wierzy w ich słuszność!) były nie tylko słyszalne, ale i realizowane. Osoby, które je stosują powinny być wskazywane jako wzór, a ci, którzy je negują – wytykani palcami.
Jak w tej sytuacji „trzymać się daleko od polityki”? Pomijając już fakt, iż wielu z nas mówiąc „polityka” myśli o czymś abstrakcyjnym, bezpośrednio nas niedotyczącym (co jest fałszywym mitem), trzeba zrozumieć, iż Kościół Katolicki nie tylko głosi Naukę Kościoła, ale również stoi na jej straży! Jeżeli zatem według doktryny kościelnej aborcja łamie piąte przykazanie, Kościół nie tylko może, ale i powinien być jej zdecydowanym przeciwnikiem! Ponadto, nie powinny to być tylko puste słowa. Jeśli bowiem czemuś się sprzeciwiamy, to samym gadaniem tego nie zmienimy, prawda? Zatem kościół powinien (!) namawiać polityków do głosowania przeciwko aborcji. Kościół powinien być obecny w debacie publicznej, w tym i politycznej. Kościół powinien (!!!) wskazywać, który polityk – lub które ugrupowania – forsuje prawo niezgodne z Nauką Kościoła. Powinien zachęcać do głosowania na tych, którzy tę naukę wspierają odpowiednim prawem. Gdyby tego Kościół nie robił, byłby po prostu śmieszny!
Jaką ma opinię wykładowca, u którego łatwo się zdaje egzaminy? Sympatyczny, ale frajer! Szacunek budzi ten, który jest poważny. Który ma jasne oczekiwania i konsekwentnie je egzekwuje. Kościół jest poważny i m.in. dlatego przetrwał setki lat. Niepoważni zaś są ci, którzy chcą Kościołowi zamknąć usta. I nie tylko zresztą jemu. Bo polityki nie powinno się mieszać z życiem, tak?…