„Proces” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Raport z oblężonego Miasta ]
„Proces” – Zbigniew Herbert
W czasie swej wielkiej mowy prokurator
przebijał mnie na wylot żółtym wskazującym palcem
mam powody by sądzić że wyglądałem nietęgo
bezwolnie nakładałem maskę strachu i podłości
jak szczur złapany w potrzask agent bratobójca
sprawozdawcy prasowi tańczyli wojenny taniec
płonąłem wolno na stosie magnezji
wszystko to odbywało się w małej dusznej salce
skrzypiała podłoga tynk opadał z sufitu
liczyłem sęki w deskach dziury w murze twarze
twarze były podobne prawie takie same
policjanci trybunał świadkowie publiczność
należeli do partii wyzutych z litości
a nawet mój obrońca łagodnie uśmiechnięty
był honorowym członkiem plutonów egzekucyjnych
w pierwszym rzędzie siedziała moja stara tłusta kobieta
przebrana za moją matkę teatralnym gestem podnosiła
chustkę do brudnych oczu ale nie płakała
trwało to chyba długo nawet nie wiem jak długo
w togach sędziów wzbierała ruda krew zachodu
prawdziwy proces toczył się w moich komórkach
one zapewne wcześniej znały wyrok
po krótkim buncie skapitulowały i zaczęły umierać