„Zwierciadło wędruje po gościńcu” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
„Zwierciadło wędruje po gościńcu” – Zbigniew Herbert
pamięci Leopolda Tyrmanda
1
Mówią –
że sztuka jest zwierciadłem
które przechadza się po gościńcu
odbija wiernie realność
to niesamowite dwunożne lustro
znamy wiec dobrze spelunki Apulejusza
średniowieczny Londyn
bezdroża Don Kiszota
podróże sentymentalne
i podróże w głąb dżungli
czasem sztuka odbija miraże
zorzę polarną
ekstazy nawiedzonych
uczty bogów
otchłanie
zmaga się z historia
ze zmiennym powodzeniem
stara się ją oswoić
nadać ludzki sens
stąd balety
orkiestry
obrazy jak żywe
powieści różnorakie
wiersze
w ciężkich złoconych ramach
krwawi cynobrem Leonidas
chór w operze Beethovena
śpiewa przekonywająco o wolności
ranny pod Borodino Książę
nie chce upaść
na ziemię
sztuka stara się uszlachetnić
podnieść na wyższy poziom
wyśpiewać odtańczyć zagadać
zetlałą materię ludzką
zrudziałe cierpienie
2
oto balet
Swietłana sur le point
unosi się w powietrze
i długo trwa jak obłok z tiulu
na westchnieniach zachwytu
wszystko to w pałacu zimowym
dawnej kaźni cyrku
gdzie wczoraj czarno było
od ludzi zwołanych na zagładę
balet na lodzie –
wieczne powroty
koło otwiera się
zamyka
klasyczny duet ofiary z oprawcą
ostatnia z Romanowych
tańczy z przystojnym czekistą
cyrk –
dzwonki
dno powietrza
żongler Nieizwiestnyj
w stałym repertuarze
właśnie wchodzą
bestie (apolityczne)
publiczność bije brawo
jak zwykle ze strachu
i że to – niemożliwe
lwy morskie najwyraźniej się nudzą
trochę ludzkiego ciepła wnoszą niedźwiedzie polarne