„Pica pica L.” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Epilog burzy ]
„Pica pica L.” – Zbigniew Herbert
od wczesnej wiosny
do późnej jesieni
rankiem
za oknem mojej sypialni
przelatuje
sroka
w annałach
kronikach
tablicach genealogicznych
zwana Pica Pica
z rodu kondotierów
krwawych i podstępnych
niech nas nie zwodzi
czystość kolorów
soczyste listowie nieba
niepokalana biel śniegu
tylko jej śpiew
śpiew grzechotnika
odsłania jej
prawdziwy charakter
morderczyni niemowląt
należałoby
powściągnąć zachwyt
przestrzegać
piętnować
rzucić klątwę
zedrzeć z niej
obłok zachwytu
którym osłania zbrodnię
wtrąca w wahanie
lekkomyślne dusze
co zatem czynić
co czynić wypada
– ha
wiem co zrobię
wynajmę
księdza Jana Twardowkiego
piewcę rodzimego drobiu
jako Egzorcystę Natury
do specjalnych poruczeń
kiedy ksiądz
wyjdzie nagle z cienistego
konfesjonału zagajnika
ptaszysko może dostać
zawału serca ze strachu
i na miejscu skonać
zresztą księdzu przyda się także
trochę ruchu
na świeżym powietrzu