„Telefon” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Epilog burzy ]
„Telefon” – Zbigniew Herbert
w nocy
dobrze po dwunastej
dzwoni telefon
przez nieprawdopodobne zasieki
mgły i drutu
przedziera się
Thomas Merton mnich
któremu niemało zawdzięczam
dzwoni tak cicho
że nawet mój
czujny kot Szu-szu
nie podnosi głowy
śpi wtulony ufnie
w stary narciarski sweter
– jak to ładnie
że ojciec nie zapomina o mnie
za życia nie udało się spotkanie
teraz możemy porozmawiać
o wszystkim –
należałoby zapytać
nad czym pracuje
a tu kołek w głowie
pypeć na języku
woda w mózgu
– a jak u Pana
pyta ojciec trapista
– bolą mnie oczy
– to pewnie zapalenie spojówek
za dużo czytamy
za mało medytujemy
na oczy najlepszy rumianek
utknęliśmy w rumiankach
gaje rumianku
zagajniki werbeny
polany belladony
pochłania mnie
bezmiar
przetykany Czarnymi Dziurami
filozofia trzeciej nad ranem
filozofia kaca
ergo New Age
filozofia
lewej nogi
słowem naplewat’
następnym razem
przeczytam fundamentalny buch
o filozofii
bardzo Dalekiego Wschodu
słaby ze mnie
piastun nicości
nigdy w życiu
nie udało mi się
stworzyć
przyzwoitej abstrakcji