Polska prezydencja w Unii Europejskiej

– Jako wielki sukces rządu Platforma Obywatelska przedstawiała polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Tymczasem objęcie prezydentury jest naturalną konsekwencją przystąpienia Polski do UE w 2004 roku i szczególnego rodzaju zobowiązaniem wynikającym ze statusu państwa członkowskiego. Jednocześnie objęcie prezydentury wykorzystywane było do usprawiedliwiania takich wydatków jak zakup 14 opancerzonych limuzyn o wartości 5 mln 69 tys. 960 zł.

Szał zakupów związanych z polską prezydencją w UE ogarnął też ministerstwo finansów. Zakupione zostały na tę okazję przenośne DVD, telewizory, aparaty fotograficzne, a nawet 250 jedwabnych krawatów. Resort miał też ochotę nabyć 10 telefonów komórkowych w cenie około 2 tysięcy złotych za sztukę, a także skórzanego nesesera. Ministerstwo podkreślało jednak, że obydwa przetargi rozpisano jedynie w celach sondażowych, a urzędnicy nie mieli zamiaru ich kupować.

Rząd wynajął też międzynarodową agencję PR Burson-Marsteller, która miała pomóc w wizerunku Polski podczas prezydentury w UE. Polska prezydencja trwała pół roku, a kontrakt wynosił 1 mln euro. Według Konrada Niklewicza, rzecznika polskiej prezydencji w UE, Polska miała problem wizerunkowy, stworzony przez przewodzącego rządem w  latach 2006-2007 Jarosława Kaczyńskiego, kojarzonego jako germanofoba, rusofoba i eurosceptyka.

– Wydano filmik zrealizowany przez nominowanego do Oskara Tomasza Bagińskiego, który miał promować polską prezydencję w UE i jej założenia. Film kosztował podatników 600 tys. zł i spotkał się z ogromną krytyką. Był bowiem kompletnie niezrozumiały:

– Na polską prezydencję w UE rząd Donalda Tuska przeznaczył 430 mln zł, czyli za każdy ze 184 dni polskiej prezydencji w UE podatnicy zapłacili 2,3 mln zł. Była to niespotykanie duża kwota, zwłaszcza w pełni kryzysu gospodarczego. Przykładowo Szwecja na swoją prezydenturę w UE wydała 90 mln euro, a rządy Portugalii i Słowenii wydały w czasie okresu przewodnictwa w Radzie UE po 70 mln euro.

Urząd Komitetu Integracji Europejskiej wpadł na pomysł, by wycenić znak „Polska Prezydencja UE 2011”, nie wiadomo jednak w jakim celu ktoś chciałby zakupić znak, który po pół roku przestawał funkcjonować. Nieznany jest sposób w jaki wyłoniona została firma, która podjęła się tej wyceny. Firma została wyłoniona bez konkursu, w ramach zamówień poniżej 14 000 euro, czyli za to zlecenie mogła otrzymać maksymalnie około 58 000 tys. zł. Trio Management Corporate Finance wyceniła markę na 82,5 mln zł. Wyceny dokonano m.in. na podstawie wydatków na obecność marki w prasie.

Także wykonawcę logo polskiej prezydencji znaleziono poza konkursem. O wykonanie logo zwrócono się do Jerzego Janiszewskiego, który posiada prawa do tzw. „solidarycy”, czyli loga NSZZ Solidarność. Koszt logo wyniósł 24 tys. euro, czyli równowartość ponad 94 tys. zł i miał formę sześciu kolorowych strzałek. Sam projekt spotkał się z natychmiastową krytyką. Internauci przesyłali sobie grafikę, gdzie strzałki zinterpretowane zostały jako wzrost podatków, bezrobocia, podsłuchów, cen, deficytu budżetowego i samozadowolenia rządu.

Polska prezydencja promowana była także za pomocą dziecięcych zabawek tzw. „bączków”, które były jedynie atrapami, bo nie można ich było wprawić w ruch. Polski rząd postanowił na 12500 drewnianych zabawek przeznaczyć prawie milion złotych, a dokładnie 991,380 tys. zł, co daje koszt prawie 80 zł za sztukę. Taką zabawkę można było kupić w sklepie już za 7 zł. MSZ zamówiło bączki z wolnej ręki, nie przeprowadzono na upominki żadnego konkursu konkurencyjnych ofert.

W okresie prezydencji polski rząd zaplanował organizację wielu spotkań z udziałem zagranicznych gości. Koszt wydarzeń organizowanych na szczeblu centralnym wynosił ok. 100 mln zł. Pieniądze były przeznaczone przede wszystkim na obsługę konferencyjną, catering, wynajem obiektów na spotkania oraz uroczyste kolacje, transport, tłumaczenia, rezerwacje hotelowe czy zakup usług korzystania z saloników VIP. Kwota ta nie uwzględniała kosztów związanych z ochroną i bezpieczeństwem spotkań, które wynosiły dodatkowe 37 mln zł i nie obejmowała też wielu imprez organizowanych przez poszczególne resorty.

Rezerwacjami hoteli zarządzała firma Polish Travel Quo Vadis Sp. z o.o. Za co otrzymała 7,2 mln złotych. Jak informowali przedstawiciele MSZ, w tej kwocie zawierał się także koszt pokoi hotelowych dla delegacji przybywających na spotkania centralne. Spotkań miało być ok. trzydziestu, a zgodnie z ogólnymi zasadami Polska płaciła za pobyt przewodniczącego delegacji i jednego członka. 10 mln złotych wydano na koncerty inauguracyjne, które odbywały się na kilku scenach w Warszawie.

– MSZ przygotowało też filmik promujący polską prezydencję w UE, w którym dwadzieścia siedem światowych sław – aktorzy, muzycy i top modelka – opowiadali o Polsce jako pięknym i ciekawym kraju. MSZ zapłacił 100 tys. zł za produkcję filmu bez sprawdzenia, jakie prawa do wykorzystania wizerunku gwiazd miał producent.

Dodaj komentarz