1941 r.: Droga śmierci Wilejka-Borysów

[ Powrót do historii Polski ]

Przed wybuchem II wojny światowej Wilejka była polskim miastem powiatowym w województwie wileńskim. Na skutek Agresji ZSRR na Polskę, 17 września 1939 roku samo miasto wraz z przyległymi terenami znalazło się pod okupacją sowiecką. Na terenie utworzonej przez siebie jednostki organizacyjnej, obwodu wilejskiego, sowieckie władze utworzyły cztery więzienia, w których NKWD osadzało aresztowane przez siebie osoby. Więzienie w Wilejce było jednym z nich i w oficjalnych sowieckich dokumentach nazywano je „więzieniem nr. 26”. Było to etapowe miejsce odosobnienia – miało także charakter aresztu śledczego, z którego osadzone osoby wywożono na zsyłkę w głąb ZSRS. Ponadto, w latach 1939-1941 na jego terenie doszło do wielu egzekucji na aresztantach i ludności cywilnej samego miasta, jak i jego okolic.

Plany sowietów co do więźniów przetrzymywanych przez siebie w więzieniu w Wilejce sparaliżowała inwazja III Rzeszy na ZSRS, która została podjęta 22 czerwca 1941 roku. Na skutek błyskawicznej ofensywy niemieckich wojsk pierwsze tygodnie wojny były bardzo pomyślne dla hitlerowskiego agresora, ponieważ dywizje Wehrmachtu rozbiły niemal całkowicie sowieckie siły nadgraniczne i wdarły się w głąb ZSRS. Było to możliwe dzięki niemieckiemu natarciu na Białoruś – w ciągu zaledwie dwóch tygodni siły niemieckie okrążyły i doszczętnie wytrzebiły wojska sowieckiego Frontu Zachodniego.

Obecne na terenach, do których zbliżały się niemieckie wojska, organa bezpieki ZSRS, postanowiły przeprowadzić likwidację więźniów politycznych, którzy znajdowali się w ich rękach. Zgodnie z planem sowietów, porą letnią 1941 roku w aresztach i więzieniach na polskich Kresach Wschodnich wymordowali oni od 20 do 30 tys. aresztantów.

Jeszcze przed wojną niemiecko-sowiecką, w myśl sporządzonych przez sowietów planów, prawie wszyscy osadzeni w więzieniu w Łucku mieli być wywiezieni w głąb ZSRS. Ów plan został zatwierdzony 23 czerwca 1941 roku przez Wasilija Czernyszowa, zastępcę ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS. Czernyszow zakładał, iż prawie tysiąc więźniów zostanie skierowanych do Włodzimierza, a kolejny tysiąc do miejsc odosobnienia znajdujących się na terenie obwodu stalingradzkiego. Owe plany pozostały jednak w znacznej mierze niezrealizowane, a to z racji błyskawicznej i uwieńczonej sukcesami ofensywy wojsk III Rzeszy.

Główną przyczyną podjęcia przez sowietów likwidacji osób przebywających w łuckim więzieniu było, jak już wspomniano, zbliżanie się niemieckich sił wojskowych, ale także wola zrealizowania morderczego planu mówiącego o wytrzebieniu buntowniczych elementów polskich i ukraińskich w mieście, jego okolicy, a szerzej na polskich Kresach Wschodnich. W związku z podjętą przez sowietów likwidacją więzień organizowali oni z osadzonych kolumny, które szły w tzw. „marszach śmierci” – aresztanci po wyprowadzeniu z więzień byli wiele dni pędzeni bez pożywienia i wody na wschód, a podczas tak prowadzonej „ewakuacji” byli mordowani przez konwojentów, lub po prostu padali z wycieńczenia.

MORDERCZY MARSZ W OBJĘCIA ŚMIERCI

Wykazy wyszperane z sowieckich archiwów wojskowych podają, że na dzień 10 czerwca 1941 roku w więzieniu w Wilejce przebywał0 1031 osób. Istnieje także wspominany dokument NKWD aprobowany przez Czarnyszowa – zgodnie z nim ewakuacją miano objąć 1023 więźniów.

Sowiecki naczelnik działu operacyjnego, niejaki Pariemski, 23 czerwca 1941 roku przebywał w Mołodecznie, skąd zatelefonował do naczelnika więzienia w Wilejce i rozkazał mu rozpoczęcie ewakuacji więźniów. Już następnego dnia znaczna większość osadzonych została wyprowadzona z cel przez strażników. Tak wybrane osoby zgromadzono na dziedzińcu wewnętrznym, gdzie następnie wywołano dwudziestu aresztantów, a po ich wystąpieniu skierowano je ponownie do cel. Z pozostałych osadzonych sformowano dwie kolumny marszowe. Jedna była złożona z pospolitych kryminalistów, a druga z więźniów politycznych. Obie pognano na wschód. Tuż po tym wymarszu z więzienia w Wilejce wymaszerowała pod nadzorem konwojentów kolejna grupa – tym razem złożona wyłącznie z ok. dwustu kobiet. Sowieci wyprowadzili następnie jeszcze jedną, ostatnią już grupę osadzonych, a miało to miejsce 25 czerwca.

Jeszcze w samym więzieniu NKWD rozstrzelało wielu aresztantów. Według danych zawartych w „Drogach śmierci”, publikacji wydanej w 1995 roku przez Ośrodek Karta ofiarami sowieckich egzekucji było ponad sto osób. Z kolei Okręgowa Komisja Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Łodzi podaje, iż 24 czerwca w więzieniu w Wilejce rozstrzelano 28 więźniów – takich, którzy jeszcze przed wojną otrzymali najwyższe wyroki więzienia lub karę śmierci. Trupy pomordowanych pochowano w zbiorowej mogile wykopanej w pobliżu miejscowej siedziby NKWD.

Jeżeli chodzi natomiast o los osób konwojowanych z więzienia na wschód przez NKWD, to ich los nie okazał się wcale lepszy. Po opuszczeniu miasta dwa składy więźniów podzielono na kolejne, mniejsze grupy i pogoniono je innymi drogami na Borysów. Podczas marszu skazańcy praktycznie nie otrzymywali od swoich oprawców jakiegokolwiek pożywienia i wody – wielu z nich padało z wycieńczenia, a tych, którzy nie mieli sił iść dalej konwojenci dobijali kolbami karabinów lub mordowali strzałami w głowę nad przydrożnymi rowami. Śmiercią na miejscu karano także osoby, które próbowały podjąć ucieczkę. Funkcjonariusze NKWD

konwojujący więźniów podejmowali w trakcie marszu zbiorowe egzekucje na swoich „podopiecznych”.

Gdy jedna z kolumn w ramach „marszu śmierci” przekroczyła przedwojenną granicę polsko-sowiecką w pobliżu Chocieńczyc została znienacka zaatakowana z powietrza przez niemieckie samoloty. W składającej się z od 150 do 500 osób kolumnie więźniów wybuchła panika, a gdy nalot się zakończył rozzłoszczeni brakiem karności oprawcy z NKWD wprowadzili pozostałych przy życiu aresztantów do lasu i ich po prostu rozstrzelali. Ten marsz zakończony hekatombą więźniów przeżyła zaledwie jedna osoba.

Los kolumny więźniarek wyprowadzonych z Wilejki 24 czerwca był zgoła inny. Po opuszczeniu więzienia także podczas morderczego marszu były mordowane przez konwojentów, a do tego gwałcone – sowieci zamordowali w ten sposób co najmniej sześć osób.

Podczas marszu okazało się, że Niemcy zablokowali sowieckie drogi ewakuacyjne prowadzące na wschód. W obliczu tych faktów kolumnę więźniarek zawrócono do Wilejki. Kobiety ponownie trafiły do więziennych cel i przebywały tam bez jakiegokolwiek nadzoru, ale też bez żywności i wody.

Gdy do Wilejki mieli wkraczać Niemcy, nieznani sprawcy podpalili kompleks więzienny, z przebywającymi w nim kobietami oraz aresztantami, których nie zdążono objąć ewakuacją. Ponieważ pożar nie dotarł do samych cel osadzonym w nim ludziom udało się uciec dzięki wydatnej i aktywnej pomocy ze strony mieszkańców miasta.

Ponieważ więźniowie, którzy przeżyli ten etap „marszów śmierci” organizowany przez sowieckich oprawców znajdowali się w różnych składach marszowych bardzo trudno jest ustalić dokładną liczbę osób, które opuściły wilejskie więzienie i zostali zamordowani w drodze do Borysowa.

Generalnie przyjmuje się, iż śmierć poniosło od 500 do 800 osób, ale jeden ze świadków twierdził, że z więzienia sowieci wyprowadzili ponad 1,5 tys. mężczyzn, a 900 z nich trafiło z Borysowa koleją do Riazania, czyli docelowego miejsca tego etapu „ewakuacji”. Te informacje wydają się być zgodne z „Wykazem odjazdów i ruchu transportów z więzień NKWD Białoruskiej SRS” – ten sowiecki dokument podaje, że 2 lipca 1941 roku transport 850 więźniów z Wilejki zmierza do Riazania po minięciu Wiaźmy.