„Msza za uwięzionych” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Elegia na odejście ]
„Msza za uwięzionych” – Zbigniew Herbert
Jeśli to ma być ofiara za moich uwiezionych
niech się odbędzie najlepiej w niestosownym miejscu
bez marmurowej muzyki
złota kadzidła bieli
najlepiej koło glinianki
pod niechlujną wierzbą
kiedy zacina deszcz ze śniegiem
w opuszczonej kopalni
spalonym tartaku
albo magazynie głodu
gdzie z odrapanych ścian
zamiast Aniołów Sądu
patrzy
sól
ocet
jeśli to ma być ofiara
trzeba się pojednać
z braćmi którzy są w mocy nieprawości
i walczą na krańcach
widzę
ich jasne cienie
poruszają się wolno
jak w głębi oceanu
widzę
bezczynne ręce
nieporadne łokcie i kolana
policzki w których zagnieździł się cień
usta otwarte we śnie
bezbronne plecy
jesteśmy tutaj sami
– mój mistagogu –
żadnych innych orantów
patrzę jak rozmawiasz z kielichem
splatasz i rozsupłujesz węzeł
ronisz i zbierasz okruchy
a ja nadsłuchuję
jak nad moją głową
polatuje szeleści
szare numinozum
i tak trwamy
spiskowcy
wśród odgłosów wróżebnych
i odgłosów trywialnych
dostojnego milczenia
upartego szczekania kluczy