Malcher Jerzy

„Rybnicki nauczyciel Jamesa Bonda”

Jerzy Malcher

Z mamą i tatą w chwałowickich familokach

Jerzy Malcher urodził się w chwałowickich familokach przeszło sto lat temu, 11 lipca 1914 roku, krótko przed tym, kiedy w Sarajewie padły strzały rozpoczynające I wojnę światową. Jego ojciec, Józef, poznał grozę walk w bitwie pod Sommą. Noszenie munduru w ogniu walk różniło się od służby którą kiedyś pełnił w honorowej gwardii żony cesarza Wilhelma. Ojciec Jerzego poznał także gorzki smak niewoli w Anglii, która kiedyś miała się stać nową ojczyzną jego syna. Kiedy Józef wrócił do domu po pięciu latach wojennej tułaczki, był dla małego Jerzego prawie całkiem obcym człowiekiem. Nie było jednak zbyt wiele czasu na sentymenty, bo trzeba było utrzymać rodzinę, powiększoną z czasem o siostrę Hildę i Marię, trzeba było także zbudować dom. Józef był energiczny i miał lotny umysł – tylko taki człowiek mógł pracować jako maszynista wyciągowy na chwałowickiej kopalni.

Uważał, że kopalnia to najlepsze miejsce dla odpowiedzialnego mężczyzny i nie w smak było mu, że jego syn przejawia mało praktyczną skłonność do czytania książek i uczenia się języków. Jerzy miał jednak wsparcie w matce Marii, z domu Matuszczyk. Przed ślubem pracowała jako pielęgniarka w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku i zawsze tkwiło w niej pragnienie zdobywania wiedzy. Nie miała ku temu zbyt wielu okazji lecz wszystkie te które były jej dane skwapliwie wykorzystywała, na przykład wtedy, kiedy dorabiając jako pomoc domowa, mogła korzystać z bibliotek ludzi wykształconych i zamożnych. Wiedziała, że istnieje świat poza kopalnią i że jest on osiągalny również dla jej dzieci.

Z chwałowickimi harcerzami kajakiem nad Bałtyk

Jerzy Malcher w 1926 roku ukończył Szkołę Powszechną w Chwałowicach. Dzięki nauczycielom i harcerzom, których z czasem nazwano bohaterskimi, spędził tam lata, które ukształtowały świat jego wartości. To tam chłonął ducha przygody i patriotyzm. W 1933 roku, już po zdanej maturze, wraz z pięcioma kolegami z drużyny im. T. Kościuszki, popłynął Wisłą ze Strumienia do Gdańska, na zbudowanych samodzielnie kajakach. Chłopcy z chwałowickich familoków są twardzi! W czasie wojny Jerzy Malcher dowiedział się, że jego koledzy musieli się zmagać z siłami poważniejszymi niż nurt dzikiej rzeki: „Pierwsze 20 lat życia mieszkałem w Chwałowicach. Z trzema Pukowcami łączyły mnie więzy przyjaźni. (…) Jednak o ich postawach w godzinie próby dowiedziałem się po raz pierwszy w 1943 roku w północnej Afryce i na froncie włoskim. Pochodzący z powiatu rybnickiego jeńcy niemieccy, wtedy jeszcze w niewoli angielskiej, opowiadali o Pukowcach, Kożdoniach i Tkoczach. Słuchałem, potem powiedziałem sobie – Jeżeli takich ludzi wydały takie sobie Chwałowice, to musimy wygrać!”.

Jerzy Malcher pamiętał o swoich przyjaciołach do końca życia i dbał w swoich późniejszych publikacjach o to, by pamięć o im podobnych – ludziach honoru, nie uległa zatarciu. Wiedział, że „56 rybnickich harcerzy zginęło w obozach koncentracyjnych, 17 w egzekucjach publicznych, 6 w więzieniach, 17 w akcjach, 10 w obozach jenieckich i 20 na frontach”. Józefowi Pukowcowi, komendantowi hufca w Rybniku Niemcy obcięli gilotyną głowę w Katowicach.

Gorzko pisał po wojnie o przelanej krwi kolegów i koleżanek. Zamiast wolnej Polski: „Wygraliśmy PRL, jak dudka w kościele! Przyszły czarne myśli. Najpierw ta, że tym co polegli ziemia polska lekką być nie może. Tych co przetrwali też szkoda, bo zamiast uznania spotkał ich regres społeczny”.

Może zbyt gorzkie słowa? Mądra Księga mówi wszak, że „jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą.” Na pewno wołają, tylko czy słyszymy?

Z tęgą głową w gimnazjum, na Jagiellonce i niewyparzoną gębą w podchorążówce

Jerzy Malcher przekroczył próg Państwowego Gimnazjum w Rybniku jesienią 1926 roku. Szkoła do której uczęszczał była miejscem pracy i nauki ludzi wybitnych. To w jej murach pracował jeden z największych hetytologów Europy – Józef Ranoszek, to tam języka angielskiego uczył Florian Nowak –wychowawca Jerzego. W trakcie nauki, szybko okazało się, że umysłowość synka z chwałowickich familoków jest wyjątkowa. Nie dość, że chłonął wiedzę jak gąbka, to zdobył uznanie wśród kolegów za twardy charakter. Jedynie ojciec trochę narzekał, że chodząc codziennie z Chwałowic do Rybnika zbyt szybko zdziera zelówki w butach. Po maturze w 1933 roku Jerzy bez trudu dostał się na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po roku, studiował już nauki polityczne z uwzględnieniem nowego, niebezpiecznego nurtu politycznego jakim był hitleryzm. Nauka nie przeszkadzały mu odwiedzać wydziału polonistyki, na którym studiowała jego przyszła żona.

Jadwiga Kauczor była harcerką z niemieckiej Opolszczyzny i przed studiami pomieszkiwała u wujka w Chwałowicach, co z kolei wynikało z faktu, że najbliższe Opolszczyzny polskie gimnazjum żeńskie, w tym wypadku – sióstr urszulanek, było tylko po polskiej stronie, w Rybniku. W 1937 roku Jerzy przerwał na rok studia, by skończyć podchorążówkę w Brześciu nad Bugiem. Tam wyszło na jaw, jak niewyparzoną gębę mają chłopcy z Chwałowic. Malcher zwrócił dowódcy uwagę, że wojsko winno być dowożone na poligon samochodami, w innym bowiem wypadku, po 10 godzinnym marszu, trudno spodziewać się wysokiej sprawności podkomendnych. Major Rusiński początkowo zrugał za bezczelność, potem kazał napisać raport o usprawnieniu pracy wojska, który opublikowano w miesięczniku szkoły, a na końcu podpisał świadectwo dla jednego z dwóch najlepszych absolwentów podchorążówki w Brześciu. Wszystko wskazywało na to, że Jerzy Malcher zostanie wysokiej rangi urzędnikiem w administracji II Rzeczypospolitej.

Do konsulatu w Lipsku bronić naszych spraw

Jerzy Malcher dysponował kartą cyrkulacyjną – dokumentem, który pozwalał bez trudności przekraczać granicę polsko–niemiecką. W latach 30 tych był już harcmistrzem znanym z dobrych umiejętności organizacyjnych i zajmował się współpracą z polskimi harcerzami na terenie Niemiec. W 1937 roku współorganizował między innym akcję letnią ZHP po drugiej stronie Odry, sporządzając przy okazji raporty o sytuacji Polaków na Opolszczyźnie. Jego działalność była nieco ułatwiona ze względu na to, że Jadwiga Kauczor było na krótko przed wybuchem wojny zastępcą Naczelnika ZHP w Niemczech. Wiosną 1939 roku władze harcerskie, w porozumieniu z wojewodą Grażyńskim, skierowały Jerzego Malchera do pracy w konsulacie w Lipsku. Do zadań chwałowickiego harcerza należeć miała opieka nad polonijnymi harcerzami w Niemczech. Przed objęciem funkcji dyplomatycznej młody absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, pełen zapału, wybrał na oględziny placówki. Stanowiska w lipskim konsulacie nigdy jednak nie objął, ponieważ 26 sierpnia 1939 roku został zmobilizowany do pułku piechoty w Brześciu nad Bugiem. Wojna wisiała w powietrzu.

Przeciw Niemcom, Sowietom i jako kurier z 10 milionami złotych.

We wrześniu 1939 roku Jerzy Malcher był żołnierzem w Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” generała Franciszka Kleberga i brał udział w walkach zarówno z Niemcami jak i Sowietami. W czasie walk pod Kockiem z 4 na 5 września został ranny i dostał się do niemieckiej niewoli. Trafił do szpitala w Radomiu i dzięki harcerkom pełniącym tam funkcje sanitariuszek, zdobył cywilne ubranie, po czym 15 października uciekł. Po wielu perypetiach znalazł się w grudniu w Krakowie i wraz z kolega postanowił przedostać się na Węgry, zakładając, że tam jest tam polska armia. Droga wiodła przez słowackie Tatry i zaprowadziła Jerzego Malchera do Budapesztu. Po spotkaniu z zastępcą Naczelnika ZHP Zbigniewem Trylskim, Malcher podjął się zadania nawiązania kontaktu z zakonspirowanym harcerstwem w kraju. W marcu 1940 roku wyruszył z podkomendnymi do Polski jako kurier i nawiązał łączność z tworzącym się harcerskim ruchem oporu w Krakowie i Warszawie, który z czasem nazwano Szarymi Szeregami. Jerzy Malcher dostarczył wtedy powstającym strukturom konspiracyjnym w kraju około 10 milionów polskich złotych wydrukowanych na Zachodzie. Podczas misji niestety nie dane było mu się spotkać z Jadwigą Kauczor, która w tym czasie była obserwowana przez Gestapo. W listopadzie 1940 roku zaczęto ją przesłuchiwać we wrocławskim więzieniu.

Przerzucanie naszych chłopców z Wehrmachtu do Andersa

Jerzy Malcher, wraz z innymi żołnierzami z Polski bronił bezskutecznie Francji przez 6 tygodni. Niemcy wygrali i wszystko co pozostało, to ucieczka morzem do Anglii. 21 czerwca 1940 roku Jerzy Malcher wsiadał na brytyjski statek w La Tuballe. Mimo dramatyzmu sytuacji, był to jeden z najważniejszych dni w jego życiu. Podczas ewakuacji Brytyjczycy wyrzucali w morze walizki oficerów, czego ci ostatni nie mogli zrozumieć. Malcher był jedynym człowiekiem, który w tej sytuacji znał język francuski i angielski, co sprawiło, że wyjaśnił motywy Brytyjczyków. Bosman angielskiego okrętu przedstawił Malchera kapitanowi i od tego momentu przełożeni polscy i brytyjscy nie spuszczali go z oka. Chwałowicki żołnierz bronił szkockich wybrzeży do marca 1942 wraz z 2 Batalionem „Lwiątek Lwowskich”, po czym zwierzchnicy skierowali go do Glasgow na kurs Cichociemnych, który jak zwykle, ukończył rewelacyjnie – tym razem z pierwszą lokatą. Ze względu na lotność umysłu i talent organizacyjny skierowano go na krótko do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca, bo pojawiły się nowe wyzwania dla armii polskiej i brytyjskiej.

Niemcy zaczęli przegrywać w Afryce i alianci dysponowali tysiącami ich jeńców, z których wielu pochodziło ze Śląska i Pomorza. Jerzy Malcher zaczął się zajmować ich weryfikacją w Algierze i przerzucaniem do wojsk alianckich, początkowo do Anglii, później do oddziałów armii generała W. Andersa we Włoszech. W październiku 1943 roku był już porucznikiem zajmującym się pracą w wywiadzie przyfrontowym dla Brytyjczyków, nie rezygnując z przerzucania polskich jeńców Wehrmachtu do wojsk polskich. Jerzy Malcher przesłuchiwał między innymi generała SS Rosenberga, by sprawdzić, czy po klęsce we Włoszech Niemcy nie zakonspirowali części swoich oddziałów. Poza tym badał zdobyta dokumentację i tworzył raporty dotyczące sił i planów niemieckich.

W czasie II wojny światowej do Wehrmachtu zostało wcielonych 1,5 miliona obywateli polskich, którzy później służyli w siłach alianckich. Wielu z nich zostało żołnierzami polskimi, za sprawą wysiłków Jerzego Malchera, który rozumiał, że żołnierz niemiecki nie koniecznie musi być Niemcem. To między innymi ci chłopcy zdobywali wzgórza Monte Cassino, strzelając bardzo często do swoich kolegów z ulicy, którzy nie zostali wcześniej wzięci do alianckiej niewoli. Wojna nie jest prosta.

Piękna i szlachetna żona – druga połówka jabłka

Jadwiga Kauczor, żona Jerzego Malchera, jest postacią godną osobnej wystawy, czy publikacji. Wierna Bogu i ojczyźnie – podobnie jak jej mąż. Była polską Ślązaczką z Opolszczyzny. W przedwojennych Chwałowicach pojawiła się, gdy rozpoczęła naukę w żeńskim gimnazjum sióstr urszulanek w Rybniku. Na Opolszczyźnie nie było wtedy szkoły w której mogłaby się uczyć po polsku. Trudno się dziwić, że Jerzy Malcher poszedł by za nią do najgorszego piekła i że przez długie lata okupacji nie ustawał w wysiłkach, by wydostać ją z kraju. Jadwiga, Nie dość, że była urodziwa, to obdarzona lotnym umysłem i wielkim sercem, które oddała służbie w polskim harcerstwie w Niemczech.

Podobnie jak Jerzy Malcher, po maturze, rozpoczęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim –została polonistką. Na krótko przed wybuchem wojny została zastępcą Naczelnika żeńskiego ZHP, za co w przyszłości miała zapłacić wysoka cenę. Wiedziała, że po wybuchu wojny musi uciekać przed Niemcami. Złapali ją i przesłuchiwali w więzieniu w Klagenfurcie. Trudno jej było zarzucić działalność wywrotową wiec została zwolniona, ale znajdowała się pod stałą obserwacją Gestapo, które aresztowało ja ponownie w listopadzie 1940, po czym była przesłuchiwana i izolowana w więziennej celi we Wrocławiu przez 16 miesięcy. Była obywatelką Niemiec i zarzucano jej zdradę państwa niemieckiego, do czego nie chciała się przyznać. W związku z tym wysłano ją w marcu 1942 do obozu w Ravensbrück. Mimo tego w dalszym ciągu nie przyznawała się do stawianych jej zarzutów. Ostatecznie skazano ją na ciężkie więzienie dla kobiet w Jauer, w którym przebywała do listopada 1944 roku. Po zwolnieniu była nieustająca nadzorowana i przesłuchiwana przez Gestapo.

Po wejściu Armii Czerwonej na Opolszczyznę zmuszono ją do kopania rowów na froncie. Kiedy front przeszedł i sytuacja się nieco ustabilizowała zaczęła uczyć polskiego w liceum w Prudniku oraz zajmowała się organizacją szkolnictwa w tamtejszym powiecie. Jerzy Malcher chciał ja sprowadzić do siebie, do brytyjskiej strefy okupacyjnej w Austrii, ale Jadwiga się nie zgadzała, twierdząc, że na Opolszczyźnie jest wiele do zrobienia. Szybko jednak zmieniła zdanie, gdy zaczęło dochodzić do konfliktów pomiędzy nią a służbami bezpieczeństwa, kiedy wstawiała się za prześladowanymi Ślazakami. Komuniści nie odróżniali ich od Niemców, co budziło gorycz, frustrację i lęk wśród miejscowych. Jerzy Malcher wykradł Jadwigę z Polski dzięki czeskiemu przyjacielowi Hanke, który miał dom niedaleko granicy.

Sam Malcher nosząc brytyjski mundur nie mógł legalnie dostać się do Polski. Cała procedura ucieczki z kraju zajęła dwa tygodnie i przez Wiedeń, Jadwiga dostała się do Włoch. Tam po okresie wojennej tułaczki, koszmaru więzień, przesłuchań i obozu w marcu 1947 roku wzięła ślub z Jerzym. Stało się to w małym kościółku we Włoszech nad jeziorem Garda. Z czasem Malcherowie zamieszkali w Anglii i stali się rodzicami trójki dzieci; Patrycji, Marka i Andrzeja. Wykradając żonę z Polski, Jerzy Malcher był zmuszony do wręczania z łapówek w wysokości 100 dolarów. Zawsze twierdził, że były to najlepiej w jego życiu zainwestowane pieniądze. Nie wiadomo do końca, co działo się z Jadwigą w niemieckich więzieniach i obozie, ponieważ nigdy i nikomu nie chciała o tym opowiadać.

Szkolenie Jamesa Bonda w służbie Jej Królewskiej Mości

Jerzy Malcher do 1949 roku przebywał na terenie Austrii, w wojsku brytyjskim, co umożliwiło mu miedzy innymi wydostanie żony z Polski. Wcześniej musiał podjąć dramatyczną decyzję o swojej przyszłości. Wiedział, że do komunistycznej Polski nie ma po co wracać, zdecydował się więc przyjąć w 1948 roku brytyjskie obywatelstwo i jako żołnierz, wraz z grupą innych, przeszedł pod jurysdykcję Zjednoczonego Królestwa.

W czerwcu 1949 roku podjął pracę jako lingwista w brytyjskim ministerstwie obrony. Musiał zaczynać od zera. Po dwóch latach został kierownikiem 72 lingwistów, z pośród których wszyscy mieli wykształcenie uniwersyteckie. Brytyjczycy nie kwapili się do powierzenia mu tak odpowiedzialnego stanowiska, ale nikt spośród nich nie był lepszy od niego. Służba, która Jerzy Malcher stworzył Brytyjczykom istnieje do dzisiaj. W 1979 roku kiedy nadszedł czas emerytury, brytyjskie ministerstwo w osobie E. Broadbenta pisało w liście:

„Pan rozumiał i wypełniał różnorakie zadania Ministerstwa (…). Panu przypadło zadanie doboru, organizacji i wyszkolenia wielkiej liczby rodzimych absolwentów uniwersyteckich. Dzięki Pana wysiłkom całe Ministerstwo Obrony może polegać na pierwszorzędnym wsparciu ze strony lingwistów. Pan zostawia po sobie Służbę, która odzwierciedla Pana wieloletnie kierownictwo i wpływ. W imieniu wszystkich kolegów życzę wielu szczęśliwych lat w stanie spoczynku.”

Jerzy Malcher był więcej niż kompetentny. Cztery razy awansował, osiągając stopień Senior Principal, który jest odpowiednikiem generała brygady. Poza tym British Institute of Linguistics nadał mu stopień naukowy – fellow, królowa zaś w 1957 roku odznaczyła go jednym z najwyższych odznaczeń – Order of the British Empire. Czy to jest kariera którą można skazać na zapomnienie?

Z wyprostowanymi plecami do końca

W 1979 roku Jerzy Malcher przeszedł na emeryturę i zamieszkał w urokliwym domu w Mont Pleasant Cottage, niedaleko Londynu. Odkrył w sobie pasję rzeźbiarską, czego dowodzą umieszczone do dzisiaj na jego domu płaskorzeźby polskiego orła i krzyża. Mimo prawa do odpoczynku, za własne pieniądze prowadził badania historyczne dotyczące okupacji niemieckiej i sowieckiej w Polsce. Skutkiem tych wysiłków są dwie anglojęzyczne, nieprzetłumaczone do tej pory na język polski, książki. Pierwsza została wydana w 1984 roku w USA „Poland’s Politicizied Army – Comunists In Uniform” (Upolitycznienie Wojska Polskiego – komuniści w Mundurach) i stała się cenionym na Zachodzie źródłem informacji o Sowietach. Polski komunistyczny wywiad zauważył książkę, ale nie udało mu się do końca zlokalizować autora.

W raportach jest informacja o Georgu Malcherze, „amerykańskim wojskowym”. Druga pozycja autorstwa Jerzego Malchera pochodzi z 1993 roku i dotyczy ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Sowietów, z uwzględnieniem zbrodni katyńskiej: „Blank Pages – Soviet Genocide Against the Polish People”. Została wydana przez Pyford Press w Wielkiej Brytanii. W swych publikacjach Jerzy Malcher bezlitośnie obnaża cynizm Sowietów likwidujących AK, opisuje tragiczne deportacje Ślązaków i Pomorzan w głąb ZSRS. Nie ma również litości dla aliantów z Zachodu, którzy poświęcili blisko 100 milionów ludzi w Europie Środkowej oddając ich w ręce Stalina:

”Jednostronne ustępstwa na rzecz ZSRS i ukrywanie jego ludobójstwa wymagało się wyrzeczenie się moralnych zasad obowiązujących zachodnie społeczeństwa, w tym wypadku zasad wiążących w życiu publicznym i polityce międzynarodowej.”

Głośno mówił o zbrodniach niemieckich i sowieckich, z szacunku dla ofiar i prawdy. Nie po to by jątrzyć, ale po, to by odbudować relacje z Niemcami i Rosjanami w duchu prawdy, nawet jeżeli jest ona brutalna.

Jerzy Malcher zmarł 21 maja 2001, w wieku 86 lat.

Nie był na pogrzebie swoich rodziców, ponieważ odwiedził Polskę dopiero po 50 latach w 1990 roku. Często zapraszał bliskich do siebie, zawsze pomocny i ciekawy wieści z kraju. Mamy szczęście, że z naszej ziemi pochodzi człowiek o czystym charakterze i prostym, moralnym kręgosłupie. Jest wzorcem osobowym, w oparciu o który może powstać lepsza Polska.

10 powodów, dla których warto wiedzieć kim był Jerzy Malcher:

1. Bo był nasz – w najlepszym tego słowa znaczeniu: robotny, twardy i skromny.

2. Bo udowodnił, że można łączyć honor ze skutecznością.

3. Bo miał niewyparzoną gębę.

4. Bo pokazał, że wierność Bogu, ojczyźnie i bliskim jest możliwa w każdych warunkach.

5. Bo udowodnił, że talenty rodzą się wszędzie – nawet w grubskich familokach.

6. Bo był odważny, inteligentny i dowcipny.

7. Bo bardzo kochał swoją żonę, dzieci i wnuki.

8. Bo do końca życia upominał się o pamięć tych, o których chciano zapomnieć.

9. Bo dzięki niemu możemy czuć dumę z miejsca w którym żyjemy.

10. Bo dzięki niemu wiemy, że można być lepszym człowiekiem.

Opracowali:
dr Jan Krajczok – nauczyciel w IV L.O. w Rybniku–Chwałowicach,
mgr Adam Grzegorzek – absolwent IV L.O. im. M. Kopernika w Rybniku–Chwałowicach

Opracowanie graficzne:
Mikołaj Jaskulski – uczeń IV L.O. im. M. Kopernika w Rybniku–Chwałowicach.

Źródła: wywiady z członkami rodziny Jerzego Malchera: Anną i Janem Zimnymi, Sonią, Alicją i Franciszkiem Stożkami, Patrycją Malcher i Sabiną Kuśką.

Poza tym bezcenna dla jest książka Józefa Musioła (wraz ze wszystkimi cytatami): „Od Wallenroda do Kordiana. Dramatyczne Ślązaków wybory”, wydana w Katowicach w roku 2000 (s. 549-574).

Wystawa dot. Jerzego Malchera dostępna w formie elektronicznej na stronie IV L.O im. M. Kopernika w Rybniku-Chwałowicach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *