„Mama” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Struna światła ]
„Mama” – Zbigniew Herbert
Myślałem:
nigdy się nie zmieni
zawsze będzie czekała
ubrana w białą suknię
i niebieskie oczy
na progu wszystkich drzwi
zawsze będzie uśmiechała się
wkładając ten naszyjnik
aż nagle
urwała się nitka
teraz perły zimują
w szparach podłogi
mama lubi kawę
ciepły kafel
spokój
siedzi
poprawia okulary
na szpiczastym nosie
czyta mój wiersz
i siwą głową mu zaprzecza
ten który upadł z jej kolan
zaciska usta i milczy
więc niewesoła rozmowa
pod lampą źródłem słodyczy
nieunoszony żalu
z jakich pije on studni
po jakich drogach chodzi
syn niepodobny do marzeń
karmiłam mlekiem łagodnym
jego spala niepokój
krwią go obmyłam ciepłą
ręce ma zimne i szorstkie
z daleka od twoich oczu
przebitych ślepą miłością
łatwiej unieść samotność
za tydzień
w zimnym pokoju
ze ściśniętym gardłem
czytam jej list
w tym liście
litery stoją osobno
jak kochające serca