„Pogrzeb młodego wieloryba” – Zbigniew Herbert
[ Powrót do poezji Zbigniewa Herberta ]
[ Powrót do tomu Hermes, pies i gwiazda ]
„Pogrzeb młodego wieloryba” – Zbigniew Herbert
Konie morskie o zadach tłustych i oczach ironicznych, konie, odziane w kapy pomarańczowe, ciągną karawan – czarną cukiernicę, roniąc po drodze domowe pantofle z dużą perłą zamszową, naszytą na ciemne tło.
Wiozą go aleją wąwozów wśród szelestu bezmiernej wody przeciekającej kropla po kropli, wśród niezliczonych nieskończoności gwiaździsto-piaszczystych, piaszczysto-gwiaździstych, piaszczystych.
Słonce wiąże powietrze w małe kokardki. Motyle pilnują go, aby nie uleciał. Sznury kwiatów trzymają, aby nie wypłynął z zatoki żałobnego wozu.
Pasikoniki morza – chitynowe, ale wyczulone na problem istnienia, płaczą: co to komu szkodziło, że kpił dobrodusznie z okrętów, lubił głos trąby powietrznej i miał pełne pudełko topielców, którymi bawił się jak żołnierzami z ołowiu. Co to komu szkodziło?
Wiozą go przez ogromne polany zalane cytrynowym światłem, przez płaskie przestrzenie, z których uchodzi sycząc biały tlen jak niedomknięty widok.
Teraz dopiero przychodzą dzwony. Montują na wysokościach wielkie krosna. Tkają cienisty pokrowiec na cały kondukt, ciało zmarłego, a nawet kawałek żalu.
Rzucę na ten pokrowiec początek poematu :
O różowa góro słodkiego mięsa – żegnaj,
O melonie przedwcześnie zerwany
ze szklanej gałęzi oceanów-