Bilans Sowieckich deportacji Polaków 1940-41 r.

[ Powrót do historii Polski ]

[ Przebieg ] [ Bilans ]

Jeżeli chodzi o całkowity bilans mówiący o liczbie osób objętych owymi czterema falami deportacji (ale także innymi, mniejszymi) to istnieją w tej kwestii znaczne różnice zdań. Strona polska na podstawie dotychczasowych swoich badań w tej kwestii przyjęła, że deportacje objęły odpowiednio: I – 200 do 250 tys. osób, II – 240 do 320 tys., III – 220 do 400 tys. i IV – 200 do 300 tys. osób. Jednak nawet w polskich organach zajmujących się badaniem zagadnienia owych sowieckich zsyłek pojawiają się zdania odrębne – były prezes IPN, Janusz Kurtyka twierdzi, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tys. osób.

Szokiem dla badaczy i przedmiotem intensywnego sporu między nimi są dane pochodzące z ujawnionych sowieckich archiwów i dane statystyczne wynikające z owych dokumentów – jest w nich mowa o „zaledwie” 320 tys. deportowanych osobach. Należy dodać tutaj, iż dla badaczy dostępna jest zaledwie część archiwów i z tej racji można się spodziewać, że całkowita, prawdziwa liczba wywiezionych jest znacznie większa.

Owe sowieckie dane, jak i pośrednio wnioski polskich historyków (szacują liczbę deportowanych na 700 tys. do 1 mln) całkowicie wywraca do góry nogami brytyjski historyk, Roger Moorhouse. Otóż ów badacz po konsultacji z innym historykiem, Normanem Daviesem, stwierdził, że sowieci wywieźli w głąb swoich terenów nawet do 1,5 mln osób. Moorhouse wywnioskował logicznie, że nie należy wierzyć, zaniżonym jego zdaniem, danym z sowieckich dokumentów. Według niego na każdą deportowaną oficjalnie osobę (na którą znajdują się potwierdzające to dokumenty) przypadało od trzech do czterech innych wywiezionych osób (bez potwierdzenia faktu zsyłki w dokumentach).

Równie kontrowersyjną kwestią jest liczba deportowanych osób, które straciły życie jeszcze podczas samej wywózki oraz już na miejscu zesłania. Sowieckie dane mówią o zaledwie 0,7% śmiertelności, co stoi w rażącej sprzeczności z danymi szacowanymi przez stronę Polską – te mówią, że ponad 10% osób umieszczonych w transportach nie dożyło dotarcia do celu morderczych „podróży”. Wydaje się, że wnioski polskich badaczy znajdują odzwierciedlenie w relacjach samych „skazańców”, który nazywali wagony „białymi krematoriami” z racji tego, iż ludzie umierali w nich hurtowo na skutek zamarzania żywcem. Również dużo osób umierało podczas letnich transportów, gdzie pozostałe przy życiu deportowane osoby wyrzucały trupy zmarłych przez okna, aby nie dopuścić do epidemii. Zesłańcy podróżowali w okrutnych warunkach – nie było prycz, a przenośne piecyki, tak przydatne zimową porą znajdowały się tylko w nielicznych transportach. Dostawy wody i żywności były bardzo sporadyczne, a gehennę przymusowych pasażerów potęgowały rozliczne choroby, które zbierały obfite żniwo wśród tych niefortunnych zesłańców.

Wspomniany brytyjski badacz w osobie Rogera Moorhouse’a oszacował także liczbę osób, które utraciły życie już w samym miejscu zesłania – według niego rocznie umierało 30% z nich, a wynikało to z przyjętej przez sowietów zasady: „Kto nie pracuje ten nie je”. Brytyjczyk nie badał liczby osób, które zginęły w samych transportach, ale również zwrócił uwagę, iż z racji fatalnych warunków, w jakich były one przewożone, ostateczna liczba zmarłych jest w oficjalnej historiografii mocno niedoszacowana. Śladowe dane sporządzone przez NKWD i mówiące o tej kwestii twierdzą, że do połowy 1941 roku życie straciło 15 tyś. z tych zesłańców, którzy trafili na wschód w ramach I i III deportacji.