Życie codzienne w czasie stanu wojennego

[Strona informacyjna: Stan wojenny ]

Stan wwojenny

[ Przyczyny ] [ Wprowadzenie ] [ Przebieg ]
[ Internowani ] [ Ofiary ] [ Życie codzienne ]
[ Filmy ] [ Książki ] [ Muzyka ]

Życie codzienne w czasach PRL nie było łatwe. Notoryczny był brak towarów, nawet tych podstawowej potrzeby. Te artykuły, które były dostępne często były reglamentowane i można je było kupić posiadając kartki. Stan wojenny jeszcze tylko pogorszył warunki bytowe obywateli, a także jeszcze bardziej naruszał ich wolność osobistą.

Stan wojenny - Czas Apokalipsy

Zdjęcie Chrisa Niedenthala, które stało się symbolem stanu wojennego.

Wraz z pojawieniem się czołgów i transporterów na ulicach, wprowadzono znaczne ograniczenia swobody przemieszczania się obywateli. Na początku stanu wojennego obowiązywała godzina milicyjna, która trwała od godziny 19:00 do 06:00, a w późniejszym okresie od godziny 22:00 do 06:00. Nie można było poruszać się po ulicach bez specjalnej przepustki.

Także i po zniesieniu godziny milicyjnej w połowie 1982 roku, wszechobecne patrole wojskowe i milicyjne miały prawo wylegitymować każdego przechodnia. Dorośli mieli obowiązek posiadania dowodu osobistego, a młodzież legitymacji szkolnej. Brak dokumentów groził spałowaniem, aresztem lub dotkliwą karą pieniężną. Osoby pracujące na nocnych zmianach miały utrudniony dojazd do pracy. W trakcie godziny1 milicyjnej nie kursowały taksówki, a wieczorne kursy autobusów były odwołane.

Obowiązywał też zakaz opuszczania stałego miejsca pobytu. Na przejazd do innego miasta trzeba było zdobyć stosowne pozwolenie, a w przypadku wyjazdu kilkudniowego dodatkowo zarejestrować się po przyjeździe w miejscowym urzędzie. Władze mogły też odmówić wydania pozwolenia bez podania przyczyny.

W momencie wprowadzenia stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, przestały działać telefony. Nie działały nawet numery alarmowe, takie jak pogotowie ratunkowe. Nie znana jest liczba osób, która mogła umrzeć z powodu nie udzielenia pomocy, kiedy nie można było dodzwonić się na pogotowie lub straż pożarną.

Połączenia telefoniczne przywrócono w połowie stycznia 1982 roku, ale rozmowy międzymiastowe były inwigilowane. W słuchawce słychać było stały automatyczny komunikat „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana…”. Funkcjonariusze bezpieczeństwa mieli prawo przerwać połączenie gdy uznali, że zagraża to interesom i obronności państwa. Rozmowy międzynarodowe zostały przywrócone dopiero 22 lipca 1982 roku.

Cenzurze podlegały też listy i przesyłki pocztowe. Na początku stanu wojennego osoby prywatne nie mogły w ogóle samodzielnie wysyłać paczek. Później należało przynosić je do urzędu pocztowego otwarte, tak aby odpowiedni pracownik sprawdził ich zawartość. Jeżeli cenzor uznał, że list lub paczka mogą stanowić zagrożenie dla interesów państwa, następowała rekwizycja na rzecz Skarbu Państwa, a od tej decyzji nie przysługiwało odwołanie. Cenzor mógł też zmazać w liście treść.

Wychodziły tylko dwie ogólnopolskie gazety „Trybuna Ludu” i „Żołnierz Wolności”, które publikowały głównie wypowiedzi zatroskanych powagą sytuacji przywódców partii i głosy „zwykłych ludzi” uradowanych „przywróceniem w kraju spokoju”. „Żołnierz Wolności” pisał o bojówkach „Solidarności” organizowanych „na modłę faszystowską, składających się w większości z opłacanych kryminalistów i osobników marginesu społecznego”.

Telewizja pokazywała na przemian reportaże wyjaśniające powody wprowadzenia stanu wojennego, w których mówiono o przygotowaniach „ekstremy Solidarności” do powstania antysocjalistycznego, dowodem miały być rzekome składy broni w zakładach pracy itp., a w kontrze do tego emitowano radosne relacje ukazujące normalizację życia w Polsce. Prezenterzy Dziennika Telewizyjnego prowadzili program ubrani w wojskowe mundury.

Na początku lutego 1982 roku w Świdniku ludzie zaczęli ostentacyjnie spacerować w porze Dziennika Telewizyjnego o 19.30, protestując przeciwko propagandowym kłamstwom w nim pokazywanym. Pomysł chwycił w innych miastach, a tymczasem w Świdniku wprowadzono godzinę milicyjną od 19. Ludzie zaczęli więc spacerować w czasie popołudniowego wydania Dziennika. W niektórych miastach w trakcie emisji Dziennika ludzie wystawiali telewizory w oknie ekranem na zewnątrz.

Stan wojenny - wojskoNa ulicach pojawiły się czołgi i patrole wojskowe. Symbolem stanu wojennego stali się też żołnierze na ulicach grzejący się przy rozstawionych na ulicach koksownikach. Od 13 grudnia 1981 do końca 1982 roku milicja i wojsko wylegitymowały blisko 2,9 mln ludzi, a niemal 1,8 mln razy skontrolowano pojazdy.

Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego pojawiło się hasło: „Zima wasza, wiosna nasza”. I właśnie na wiosnę, wraz z majowymi świętami rozpoczęły się, zwłaszcza w dużych miastach, wielotysięczne manifestacje, które kończyły się pacyfikacją przez ZOMO. Ludzie byli przez nich bici i wywożeni na komisariaty, gdzie bito ich dalej.

Charakterystyczna dla ZOMO była biała pałka, zrobiona z pręta metalowego oblanego gumą. Występowała w dwóch długościach: 40 i 61 cm. ZOMO stało się szczególnie znienawidzone w społeczeństwie ze względu na swoją legendarną już agresję w stosunku do demonstrujących. Pojawiły się nawet plotki, że zomowcom podawano narkotyki, które pobudzały ich przed akcją.

Zabroniono zgromadzeń i imprez masowych. Jedynie nabożeństwa i ceremonie religijne mogły odbywać się bez specjalnych zezwoleń. Inne uroczystości, takie jak wesela, chrzciny czy nawet prywatki wymagały zgody organów administracyjnych. W pierwszą noc sylwestrową w stanie wojennym nie świętowano, a studniówki w 1982 roku nie odbyły się wcale lub miały bardzo skromny przebieg.

Od 17 stycznia 1982 roku w kościele św. Stanisława Kostki rozpoczęły się msze za Ojczyznę prowadzone przez ks. Jerzego Popiełuszkę. W stanie wojennym do kościoła chodzili zarówno wierzący, jak i niewierzący. Wydaje się, że w niektórych kościołach podczas mszy za Ojczyznę albo innych uroczystości o charakterze antykomunistycznym grupa niewierzących przeważała. W stanie wojennym w kościoły stały się centrum opozycji wobec władzy, w nich można było się w miarę bezpiecznie gromadzić, dawały schronienie osobom poszukiwanym przez milicję. W kościołach budowała się wspólnota, było to również miejsce rozdzielania darów otrzymywanych z zagranicy.

Oprócz ograniczenia swobody obywateli, szczególnie ciężkie w stanie wojennym były warunki życia. Sytuacja gospodarcza wcale nie uległa poprawie. Mimo pacyfikacji strajków spadła wartość produktu krajowego brutto. Jeszcze bardziej pogłębiły się charakterystyczne dla ustroju problemy z zaopatrzeniem ludności w podstawowe artykuły żywnościowe i gospodarcze.

Stan wojenny - sklepy

Sklep mięsny przed Bożym Narodzeniem w 1981 roku.

Żywność była w większości reglamentowana, dostępna jedynie po okazaniu specjalnej kartki. Kartki na cukier funkcjonowały już od lipca 1976 roku. Przed stanem wojennym wprowadzono kartki na mięso, mąkę, ryż, masło i tłuszcze, mleko dla niemowląt, czekoladę, cukierki, proszek do prania, papierosy i alkohol, a nawet na pieluchy dla niemowląt. Kilka miesięcy po rozpoczęciu stanu wojennego WRON wprowadziła kartki na benzynę i zeszyty a w sezonie zimowym 1982-83 weszły do użytku kartki na buty.

Wprowadzono też tzw. karty zaopatrzeniowe, czyli kartki na kartki. Miały one ukrócić proceder wymuszania kolejnych bloczków z przydziałami, czego najpowszechniejszą metodą było zgłaszanie ich fikcyjnego zagubienia. Ich odbiór odnotowywano w dowodzie osobistym. Co ciekawe w dowodzie osobistym stemplowano również fakt zakupu muszli klozetowej.

Zgubienie karty zaopatrzeniowej oznaczało przepadek prawa do korzystania z kartki właściwej. Problemowy był też odbiór kartek, ponieważ kartki na żywność wydawał zakład pracy. Kartki dla kobiet w ciąży i niemowląt wypisywały ośrodki zdrowia, zaś zatankowanie auta było poświadczone pieczęcią, początkowo na odwrocie pokwitowania OC, następnie na blankiecie wydawanym przez PZU.

Obowiązywały trzyletnie przedpłaty na pralki automatyczne, telewizory, lodówki, meble. W praktyce na pralkę można było czekać nawet do dziesięciu lat albo „wystać” ją, zapisując się na listę społeczną. Po skompletowaniu listy umieszczeni na niej szczęśliwcy musieli stać dzień i noc aż do przywozu towaru. Odejście z kolejki oznaczało usunięcie z listy, obecność sprawdzono kilka razy na dobę. Powstało nowe, płatne zajęcie stacza kolejkowego. Niemal wszystko: skarpetki, książki, lekarstwa, papier toaletowy trzeba było wykombinować lub wystać w długiej kolejce.

Kartki często nie miały pokrycia w towarze. Można było posiadać kartki, ale i tak nie zakupić danego towaru, ponieważ nie był on dostępny w sklepie. Choć standardowe kartki wydawano na każdy poszczególny miesiąc, władze lokalne nieraz przedłużały ważność blankietów niezrealizowanych z powodu braku artykułów. Czasem władze ogłaszały też możliwość zastąpienia jednego artykułu innym. Przy odrobinie szczęścia można było kupić „sześć jaj świeżych na dodatkowy odcinek kartki na buty”, a na tzw. kupony rezerwowe zamiast cukru np. papierosy albo rajstopy.

Towary często były niespodziewanie „rzucane” do sklepów i prawdziwą sztuką stało się polowanie na towary „rzucane” do sklepów w różnych punktach miejscowości. Wcielono też w życie „klasowy” podział społeczeństwa. Najlepsze przydziały mięsno-tłuszczowe mieli górnicy. Mogli oni wykupić do 7 kg mięsa na miesiąc, dwukrotnie więcej niż zwykli robotnicy i kobiety w ciąży i trzykrotnie więcej niż inteligenci i dzieci.

Inteligenci byli pokrzywdzeni również przy innych artykułach, ale na osłodę dostawali 2 kg cukru, pół kilograma więcej niż inne grupy. Wszystkim przysługiwało pół kilograma masła, które naprawdę było wówczas luksusem. Przy rozdziale środków czystości podzielono społeczeństwo według kryteriów geograficznych. Mieszkańcy skażonych ekologicznie regionów dostawali kupony na 0,5 kg proszku do prania i 1 mydło na miesiąc, zaś pozostali 0,3 kg proszku i 1 mydło na dwa miesiące.

Samochody osobowe można było zatankować tylko 3 razy w miesiącu i nigdy więcej niż 10 litrów paliwa. Wskutek ciągłych braków w zaopatrzeniu rozwinięto produkcję towarów zastępczych, o dużo gorszej jakości, jak tzw. wyroby czekoladopodobne czy bielizna z tasiemką zamiast gumki. Obniżono normy jakości i dopuszczano do sprzedaży buble czy wręcz odpady produkcyjne.

W sklepach ustawiały się ogromne kolejki. Wprowadzono więc przypisywanie klientów do placówek handlowych. Każdy obywatel mógł realizować kartkę tylko w wybranym przez siebie sklepie. Sprawiło to, że największą władzę miały „sklepowe” które mogły dla znajomych schować „pod ladę” mięso, cytryny, rajstopy czy papier toaletowy. W sklepach nie brakowało tylko octu.

Na początku 1982 roku Rada Ministrów wprowadziła „nowe ceny”. Podwyżki objęły artykuły spożywcze, opał i energię, a sięgały niekiedy nawet kilkuset procent. Na podwyżki nałożyły się spady dochodów spowodowane przestojami w produkcji, które miały miejsce w skutek braku surowców i podzespołów. Władze namawiały więc do zbierania makulatury czy złomu. Na Wybrzeżu za 300 kapsli po wodzie sodowej można było kupić majtki. Współcześnie wydaje się to śmiesznie, ale czy ktoś z czytelników wyobraża sobie, że musiałby obecnie zebrać 300 kapsli aby otrzymać parę majtek?

Wobec braku towarów kwitł czarny rynek. Duże znacznie miały też paczki zza granicy. Zawierały one konserwy, olej, herbatę, odzież, lekarstwa, odżywki dla dzieci oraz kosmetyki, a nawet tak luksusowe produkty takie jak prawdziwa kawa i czekolada. Rozdzielaniem tych darów zajmowały się instytucje kościelne.

Tak ciężka sytuacja życiowa bardzo podzieliła polskie społeczeństwo. Aktywni w działalności opozycyjnej byli nieliczni. skupieni głównie w wielkich miastach, na uczelniach i w dużych zakładach pracy. Jeszcze mniej Polaków aktywnie popierało komunistów. Stan psychiczny społeczeństwa określał wzrost liczby samobójstw, schorzeń psychicznych, głównie depresji i manii prześladowczej. Tragiczna sytuacja w budownictwie mieszkaniowym powodowała konflikty pokoleniowe. W zakładach pracy kariery robili tylko „partyjniacy”.

Szerzyły się patologie społeczne, wzrosła liczba kradzieży i alkoholików, bimber pędzono właściwie ze wszystkiego, nawet z rodzynek i dżemów. Walka o żywność budziła wiele konfliktów wśród kupujących. Z czasem słabły też przejawy protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Wiele osób, nie tylko prześladowanych przez władze stanu wojennego, ale i takich, które nie widziały swego miejsca w tej rzeczywistości, zdecydowało się na emigrację. Z Polski wyjechało nawet milion osób.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *