Smoleńsk – rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej
[ Strona informacyjna: Smoleńsk ]
[ Brzoza ] [ Ciała ofiar ] [ Czarne skrzynki ] [ Dwie wizyty ] [ Filmy ] [ Kłamstwa smoleńskie ] [ Komisja Millera ]
[ Książki ] [ Linki ] [ Lista ofiar ] [ Lot cywilny czy wojskowy? ] [ Lotnisko ] [ MAK ] [ Muzyka ] [ Mity smoleńskie ]
[ Obsługa lotniska ] [ Śledztwa ] [ Trotyl ] [ Wątpliwości ] [ Wrak ] [ Wybuch ]
[ Zespół Macieja Laska ] [ Zespół parlamentarny ] [ Zgony poza katastrofą ]
W nieco ponad miesiąc po katastrofie smoleńskiej część z rodzin ofiar zaczęła kwestionować pierwsze ustalenia prokuratury, a także sposób prowadzenia śledztwa oraz komunikacji z rodzinami ofiar i opinią publiczną.
„Odnoszę wrażenie, że już na początku śledztwa postawiono tezę, iż za wszystko ponoszą winę piloci, i teraz próbuje się ją za wszelką cenę obronić jako prawdziwą. Tymczasem dzisiaj materiał dowodowy nie pozwala na snucie takich hipotez.” – mówiła w maju 2010 roku Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna.
Kolejnym zarzutem wobec rządu, wystosowanym przez „rodziny smoleńskie” było mijanie się z prawdą ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, która tuż po katastrofie przekonywała, że polscy patomorfolodzy uczestniczyli w oględzinach i sekcjach zwłok. Z informacji pochodzących od rodzin wynikało, że w niektórych przypadkach takich sekcji w ogóle nie przeprowadzono. Małgorzata Wassermann oznajmiła, że podczas pobytu w Moskwie na identyfikacji ciał nie informowano jej o takich czynnościach. Rodziny otrzymały jedynie dokumenty stwierdzające zgon, a w nich były ogólnikowe informacje, że nastąpił on wskutek katastrofy samolotu, zaś przyczyną śmierci były obrażenia wynikłe z tego zdarzenia.
W książce Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego „Zamach na prawdę” córka Zbigniewa Wassermanna, Daria, tak opisuje działania Ewy Kopacz w Moskwie, podczas identyfikacji zwłok:
„Po wyjściu z kostnicy zaprowadzili nas do auli na parterze. Małgosia miała tam czekać, ale nie było jej bardzo długo. Podeszliśmy do ministra Arabskiego [Tomasz Arabski] i poskarżyliśmy się, że nie wiemy co się z nią dzieje. Minister sprawiał wrażenie niezorientowanego. Ewa Kopacz zapytała nas, czy mamy jakieś rzeczy osobiste do trumny. (…) Powiedziała, że wprawdzie procedury tego zabraniają, ale ona dopilnuje by znalazły się w trumnach. W hallu poczęstowała mnie papierosem. Narzekała, że Rosjanie nie chcą ubierać zwłok. Kiedy jest problem, to mówi im, że „tak chciał premier Putin”, i wtedy stają na baczność. Podziękowaliśmy jej za dobre przyjęcie i szybką identyfikację. „My sobie tutaj rozmawiamy – powiedziała – a byłoby dobrze, żebyście umieścili w dla mnie w Internecie jakieś podziękowanie. Bo wrócimy do Polski i będą mieć do mnie o wszystko pretensje”. Byłam w szoku. Nie takich słów się spodziewałam.”
Bliscy ofiar twierdzili, że w świetle tych wszystkich niejasności i wątpliwości po przywiezieniu zwłok polscy biegli powinni przeprowadzić własne, odrębne badania. Nie życzyli sobie tego Rosjanie, którzy wymogli na Polsce, żeby trumien ofiar katastrofy nie otwierano. Powołane zostało Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 i podczas 18. Pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę, w końcu lipca 2010 roku część rodzin wystosowała apel o powołanie międzynarodowej komisji celem wyjaśnienia okoliczności tragedii smoleńskiej, a także sejmowej komisji śledczej i przesłuchania członków rządu oraz prezydenta-elekta Bronisława Komorowskiego.
28 lipca 2010 roku rodziny ofiar spotkały się z polskimi prokuratorami zajmującymi się śledztwem. Po zakończonym spotkaniu rodziny mówiły, że wobec prowadzonego w taki sposób śledztwa nie ma szans na wyjaśnienie co się w Smoleńsku stało. Podkreślano też, że trudno było uzyskać od prokuratury konkretne odpowiedzi na pytania. Zuzanna Kurtyka, wdowa po Januszu Kurtyce stwierdziła:
„Wyszłam z przekonaniem o kompletnej bezsilności polskiej prokuratury skazanej na czekanie, aż Rosjanie odpowiedzą na nasze wnioski o pomoc prawną. Niestety, byliśmy okłamywani też przez Polaków. Twierdzono, że polscy patomorfolodzy brali udział w sekcjach zwłok ramię w ramię z Rosjanami. Teraz wiemy, że to nieprawda.”
Pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej krytykowali dotychczasową współpracę z prokuraturą. Podkreślali, że dostęp rodzin do akt sprawy jest iluzoryczny. Część z rodzin poczuła się ignorowana przez władzę i prokuraturę i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Rodziny skupione w Stowarzyszeniu Rodzin Katyń 2010 zebrały 270 tys. podpisów pod apelem o powołanie międzynarodowej komisji do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Zebrane podpisy przekazano wraz z apelem o wsparcie inicjatywy do amerykańskiego Kongresu, władz NATO i ONZ, do Parlamentu Europejskiego i do polskiego Sejmu.
Rodzina Zbigniewa Wassermanna zwróciła się do prokuratury o ekshumację jego szczątków, argumentując, że pół roku po katastrofie wciąż nie wiarygodnych informacji o okolicznościach śmierci Zbigniewa Wassermanna. Te starania o rzetelne wyjaśnienie katastrofy spotkały się z krytyką, a często wręcz z nagonką medialną na rodziny ofiar. Jacek Świat, wdowiec po Aleksandrze Natalii-Świat wspominał:
„(…) jest coraz trudniej wytrzymać w jazgocie dobywającym się z mediów. Byłem już nazywany bydłem i mężem dewiantki psychicznej. Potem dowiedziałem się, że wspominając tragicznie zmarłą żonę, uprawiam nekrofilię. I że łzy moich przyjaciół są tyle warte co opłakiwanie Bieruta. A cała ta nasza żałoba to cyrk. Czy ten zalew podłości ma kres?”
37 rodzin ofiar wystosowało list do premiera Donalda Tuska z prośbą o spotkanie. Do pierwszego takiego spotkania doszło na początku listopada 2010 roku i mimo zadanych „drażliwych” pytań rozmowa przebiegła w spokojnej atmosferze. Drugie spotkanie, które odbyło się 11 grudnia 2010 roku część rodzin opuściła w proteście. Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim, powiedziała dziennikarzom, że nie udało jej się uzyskać od premiera odpowiedzi na jej pytania.
„W czasie wysłuchania publicznego w Brukseli, gdzie jedną z osób referujących była moja córka, po jej wystąpieniu europoseł, były prezydent Litwy Vytautas Landsbergis powiedział do niej „pani życie jest zagrożone proszę uważać jadąc samochodem”. Zapytałam premiera, czy taka sytuacja jest możliwa. Wtedy usłyszałam, że moje pytanie jest bezczelne.”
Beata Gosiewska, żona posła PiS Przemysława Gosiewskiego, powiedziała, że premier na spotkaniu z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej obrażał część osób: „Premier chciał wykpić nasze pytania, posądzał nas o obłudne insynuacje. Zachowanie premiera było niedopuszczalne, pokazał brak kultury.” Kancelaria Premiera odmówiła rodzinom ofiar i dziennikarzom udostępnienia protokołu z odbytego posiedzenia, tłumacząc, że:
„W spotkaniach brały udział osoby prywatne. Osoba trzecia otrzymująca taki zapis otrzymałaby zapis stanu psychofizycznego, emocji, wzruszeń i innych informacji, w tym danych osobowych, pytań, poglądów i stanowisk wyrażonych w poszczególnych wypowiedziach osób prywatnych.”
Po kilku miesiącach od spotkania „Super Express” opublikował nagranie ze spotkania, na którym słychać premiera Donalda Tuska pokrzykującego na Ewę Kochanowską i uderzającego ręką w stół. Nagranie zniknęło ze strony „Super Expressu” i z kanału YouTube dziennika. Rzecznik rządu Paweł Graś przeprosił Ewę Kochanowską, „o ile przeprosiny mogą coś wnieść” dodał.
Wątku śledztwa dotyczącego przygotowań do wizyt w Katyniu 7 i 10 kwietnia rodziny ofiar nie otrzymały statusu pokrzywdzonego. Brak statusu pokrzywdzonego oznaczał, że rodziny nie mogły zaskarżyć decyzji prokuratury, np. o umorzeniu i pozostały też bez możliwości składania wniosków dowodowych. Rodziny ofiar nie zapoznały się też z raportem komisji Millera przed jego publikacją. Z tego powodu część z rodzin na prezentację raportu w ogóle nie przybyła. Te z rodzin, które się pojawiły nie zostały wpuszczone na salę wraz z dziennikarzami, ale prezentację obejrzeli w osobnym pomieszczeniu, bez mediów, co uznali za lekceważące wobec nich.