1940 r.: Akcja Saybusch

[ Powrót do historii Polski ]

W związku z agresją, jaką przypuściły hitlerowskie Niemcy na II RP, w 1939 roku, władze okupanta miały szeroko zakrojone plany germanizacji terenów wcielonych do III Rzeszy. Było to prowadzenie tzw. polityki umacniania niemczyzny – hitlerowskie władze ściągały w ramach akcji Heim ins Reich kolonistów niemieckich, co było możliwe dzięki umowom w tym zakresie m.in. z ZSRS i Rumunią.

7 października 1939 roku ukazał się w publikacji tzw. Dekret fuhrera i kanclerza Rzeszy o umacnianiu niemieckości – był on swoistą podstawą na gruncie prawa, która pozwalała sprowadzać do Rzeszy osoby z zagranicy posiadające niemieckie pochodzenie.

Priorytetem owego dokumentu było sprowadzenie do Niemiec takich mieszkańców, którzy mogliby w nich zamieszkać ostatecznie. W wyniku szeroko zakrojonej akcji Heim ins Reich, do połowy grudnia 1940 roku ponad 3 tys. osadników niemieckich, które tworzyły 700 rodzin, przybyło do powiatu żywieckiego. Głównie byli to niemieccy chłopi pochodzący z Bukowiny na Rumunii.

Pieczołowicie zaplanowane wysiedlenia w ramach Akcji Saybusch rozpoczęto ku zaskoczeniu miejscowej ludności jednego dnia. 22 września 1940 roku, we wczesnych godzinach porannych (5:00) niemiecka policja przystąpiła do otaczania danych wsi, następnie poszczególne domostwa były wizytowane przez policjantów. Owi informowali zimno właścicieli, że mają oni 20 minut na opuszczenie swoich posesji i domów. Ponadto, zaskoczonym mieszkańcom siłą odbierano rzeczy inwentarza, biżuterię, pieniądze oraz inne, jakiekolwiek przedmioty, które przedstawiały wartość.

Po wygnaniu prawowitych mieszkańców opuszczone domy były porządkowane przez okoliczną ludność, zwłaszcza zmuszanych do tego Żydów – tak oporządzone domy były dekorowane portretem Adolfa Hitlera i niemiecką flagą ze swastyką i czekały na zasiedlenie przez niemieckich osadników. Ci jednak po przybyciu na miejsce bardzo często byli ciężko rozczarowani faktem, iż przyszło im mieszkać w prostych, drewnianych chałupach i uprawiać ziemię fatalnej jakości. Tymczasem wygnana ze swoich domostw miejscowa ludność traciła dorobek całego życia.

Tak wypędzone osoby, bardzo często całe rodziny, sprowadzano do miejsc selekcji, które były zorganizowane w Rajczy, Suchej, a także w samym Żywcu. Po dokonaniu spędów wygnani mieszkańcy byli dokładnie przeszukiwani i zabierano im wówczas jakiekolwiek przedmioty, które mogły umknąć uwadze niemieckich policjantów podczas wstępnego wygnania ich z własnych domów. Ponadto, poniżano także mieszkańców przeprowadzając wśród nich selekcję pod względem rasowym – oddzielano osoby „rasowo wartościowe” od pozostałych. Jakby tego było mało, tak wysiedlonych mieszkańców gnano następnie grupami liczącymi mniej więcej po 40 osób na stacje kolejowe – tyle mogłoby się zmieścić domyślnie do jednego wagonu. Zazwyczaj pojedynczy taki transport złożony z kilkunastu wagonów wywoził około tysiąca osób.

Celem „zsyłki” wysiedlonych mieszkańców Żywca i okolic były m.in. Nowy Targ, Nowy Sącz, Kalwaria, Skawina, Wadowice, Radzymin, ale także Biłgoraj i inne miejsca na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie. Takim sposobem prześladowani przez okupanta ludzie trafiali do nieznanych im wiosek, gdzie pozostawieni sami sobie musieli zmierzyć się dodatkowo z wrogością lokalnych mieszkańcówNiemcy podjudzali miejscową ludność na „nowych”, rozsiewając wśród nich kłamliwe informacje, że przybysze są deportowanymi bandytami i kryminalistami. Tych z wysiedlonych, co do których nie było wątpliwości, iż są Polakami bardzo często umieszczano przejściowo w tzw. Polenlager, obozów zorganizowanych wyłącznie dla przedstawicieli tej narodowości. Z Polaków umieszczanych w takich miejscach wybierano następnie, kierując się nazistowskimi kryteriami narodowymi, dzieci odebrane polskim rodzicom. Te, które przeszły weryfikację „pozytywnie” były następnie wysyłane do niemieckich ośrodków, Lebensborn. Tam poddawano je germanizacji i przekazywano niemieckim rodzinom, które z różnych powodów nie doczekały się potomstwa.

Oficjalnie Akcja Saybusch zakończyła się dopiero 12 grudnia 1940 roku. Jednakże wysiedlenia prowadzono nadal, co prawda na mniejszą skalę i nie w ramach dużych akcji, ale dość wspomnieć, że do końca wojny z samej Żywiecczyzny i okolicznych terenów wysiedlono w ten sposób ponad 50 tys. ludzi – była to w zasadzie jedna trzecia mieszkańców tego rejonu okupowanej Polski.

Wielu z tak wysiedlonych mieszkańców powróciło w końcu do swoich gospodarstw dopiero pod koniec lub po zakończeniu II wojny światowej. Często zastawali swoje byłe domostwa całkowicie zrujnowane i zrównane z ziemią.

Badania przeprowadzonej przez niemieckiego okupanta Akcji Saybusch podjął się IPN, a dokładnie jej organ, w postaci Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. IPN-owski oddział w Katowicach zbierał zwłaszcza dane i różnorakie materiały, które pozwoliłyby ustalić tożsamość wysiedlonych osób. W wyniku owego śledztwa przesłuchano 485 świadków, a ono samo zakończyło się w 2005 roku umorzeniem. Wywnioskowano, że sprawcy owych wysiedleń zostali już ukarani w ramach procesów norymberskich. Akcja Saybusch była jedną z wielu niemieckich aktów prześladowania mieszkańców okupowanej przez nich II RP.