Przebieg Poznańskiego czerwca 1956 r.

[ Powrót do historii Polski ]

Poznański czerwiec '56

[ Przyczyny ] [ Przebieg ] [ Skutki ] [ Ciekawostki ]

Rozgoryczeni i oszukani przez komunistyczne władze robotnicy, rankiem, 28 czerwca 1956 roku ogłosili strajk i w milczącym pochodzie udali się w kierunku Miejskiej Rady Narodowej, w pobliże placu noszącego imię Józefa Stalina (plac Adama Mickiewicza). Do początkowo cichego marszu stopniowo zaczęli przyłączać się także pracownicy innych zakładów pracy.

Podczas pochodu zaczęto skandować różnorakie hasła, takie jak: „Chcemy żyć normalnie”, „Precz z normami”, „Precz z czerwoną burżuazją”, „Precz z komunistami”, „Precz z niewolą, precz z Ruskami, precz z siedemnastoma latami niewoli”, „Precz z Rokossowskim”, „Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej”. Część uczestników pochodu śpiewała hymn Polski, „Rotę”, jak i różnorakie pieśni religijne. Tłum w końcu dotarł pod budynek Miejskiej Rady Narodowej oraz Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Zgromadziło się tam kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Delegacja manifestantów podjęła rozmowy z przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, Franciszkiem Frąckowiakiem, w których to domagała się ona przybycia do Poznania premiera Józefa Cyrankiewicza lub I sekretarza KC PZPR, Edwarda Ochaba. Takie same żądania postawiono sekretarzowi propagandy KC PZPR, Wincentemu Kraśce, w gmachu Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Demonstranci wtargnęli do obu budynków, gdzie pozrywali czerwone flagi i wywiesili tablice ze swoimi żądaniami i hasłami. Inna grupa wtargnęła do Komendy Wojewódzkiej MO, gdzie próbowała nakłaniać milicjantów, aby ci przyłączyli się do ich protestu.

W obliczu pogłoski mówiącej o aresztowaniu części członków delegacji robotników, w miarę spokojny jak dotąd tłum rozpoczął szturm na więzienie przy ulicy Młyńskiej – rozszabrowano z niego magazyn uzbrojenia, czego efektem w ręce robotników dostało się 80 sztuk broni wraz z amunicją. Co ciekawe, personel więzienia nie próbował powstrzymywać robotników.

Część uzbrojonego tłumu ruszyła następnie pod siedzibę Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego, który jawił się im jako symbol powszechnego terroru i zniewolenia. Wtem z okien WUd/sBP padły do robotników strzały, co przerodziło się w regularne walki uliczne na terenie Poznania. Siedziba funkcjonariuszy UB była oblężona wiele godzin, ostrzeliwano ją nawet w późnych godzinach nocnych, a uzbrojone grupy demonstrantów-robotników w ciągu dnia rozbrajały stopniowo komisariaty i posterunki milicji w samym Poznaniu, jak i w okolicznych miejscowościach – celem było zdobycie dodatkowej broni oraz amunicji.

W celu stłumienia buntu robotników władze postanowiły użyć wojska – sprowadzono do miasta dwie dywizje pancerne wraz z dwoma dywizjami piechoty, razem około 10 tys. żołnierzy, a całą akcją komenderował wiceminister obrony narodowej, gen. Stanisław Popławski, który przybył do Poznania samolotem 28 czerwca. Pacyfikacja buntu poznańskich robotników trwała dwa dni i użyto w niej 360 czołgów.

Do historii przeszły słowa wypowiedziane 29 czerwca przez premiera PRL Józefa Cyrankiewicza, który na antenie radia rzekł: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie(…)”.