1943 r.: Zbrodnia w Imbramowicach

Imbramowice regularnie były odwiedzane przez cyganów podróżujących taborami. Romskie rodziny przybywały do wsi zazwyczaj na zimowe leże i wówczas członkowie tej społeczności rozlokowywali się u miejscowych gospodarzy. Sami mieszkańcy wsi chętnie gościli cyganów, świadkowie tamtych wydarzeń i ludzie którzy pamiętają minione czasy wspominają, że ci Romowie „byli w porządku” – nie kradli, nie rozrabiali.

Niektórym mieszkańcom nie podobało się za to ich specyficzne, optymistyczne nastawienie wynikające z cygańskiej kultury i obyczajów. Gdy mieszkańcy wracali z niedzielnej mszy często mijali się z cyganami wracającymi z lasu i śpiewającymi wesołe cygańskie piosenki. Były to jedyne „zarzuty” względem zaglądających od czasu do czasu do Imbramowic Cyganów.

Także i w 1943 roku cygański tabor pojawił się we wsi. Opowiadała o tym Józefa Orczyk, która była świadkiem późniejszych wydarzeń i to z jej relacji Zbrodnia w Imbramowicach jest powszechniej znana. Wspomina ona, że romskie rodziny zamieszkały u polskich gospodarzy. W dniu niemieckiej masakry większość cygańskich kobiet znajdowała się poza wsią – udały się na Węgry lub do Czech po odzież, którą handlowały. Inne wyszły ze wsi trudnić się żebractwem.

Wraz ze zbliżaniem się późnych godzin wieczornych do Imbramowic przybyła ekspedycja karna zorganizowana przez Niemców. Według niektórych świadków oraz badaczy stanowili ją żołnierze, a raczej funkcjonariusze tzw. Jagdkommando – owianej złą sławą jednostki, której celem było karcenie niepokornej ludności. Inni twierdzą, że większość agresorów składała się z funkcjonariuszy niemieckiej żandarmerii i granatowej policji w postaci polskich volksdeutschów. Faktem jest, że gdy Niemcy wtargnęli do wsi na saniach, w niej samej znajdowali się prawie wyłącznie cygańscy mężczyźni i małe dzieci.

Agresor błyskawicznie przystąpił do zaplanowanej masakry „cygańskiego elementu”. Świadkowie wspominają, że już wcześniej niektóre niemieckie patrole rozpytywały mieszkańców o to, czy Romowie sprawiają problemy, wyraźnie sugerując, że odpowiedź może być tylko jedna. Bazowali na doniesieniach niektórych wieśniaków, którzy wspominali, że „kiedyś cyganki przyszły do chałupy, a jak wyszły to brakowało czterech kur”. Takie nastawienie niemieckiego okupanta względem mniejszości narodowych w podbitych krajach było zgodne z założeniami wyższości germańskiej rasy i potrzebą tępienia „podludzi”. Nie dziwi zatem fakt, że Niemcy, wiedząc, że we wsi przebywa duża grupa Romów, to właśnie tę społeczność postanowili wziąć na cel.

Gospodarz Imbramowic, Jan Brzychcyk, aktywnie gościł Romów we własnym obejściu i to na teren jego sadu niemieccy oprawcy spędzili polskich chłopów. Pod lufami karabinów rozkazano im kopać w zmarźniętej ziemi grób o wymiarach sześć na sześć metrów. Gdy Polacy próbowali przebić stwardniałą skorupę ziemi ich zimowi gości, Romowie, byli mordowani. Na początku wyprowadzano grupy mężczyzn z chat i mordowano ich po zabudowaniach wraz z dziećmi, w większości z synami. Osoby dorosłe ustawiano po cztery osoby i rozstrzeliwano. Małym cyganom roztrzaskiwano główki o narożniki i kanty zabudowań. Wspomniany gospodarz, Brzychcyk, przechowywał u siebie największą liczbę Cyganów, w tym także u siebie w piwnicy. Gdy niemieccy zbrodniarze odkryli ten fakt, nawet nie trudzili się wyganianiem Romów z ukrycia – po prostu cynicznie obrzucili pomieszczenie granatami.

Danuta Kołodziej, córka Jana Brzychcyka, jakkolwiek urodzona po II wojnie światowej, to twierdzi, że wydarzenia z tamtej nocy pamięta doskonale dzięki opowieściom matki. Oddajmy głos samej p. Kołodziej:

Niemcy zajechali na podwórko i otoczyli je ze wszystkich stron tak, że nie było możliwości ucieczki. Domownicy byli bardzo wystraszeni. Tatę bosego w kalesonach od razu wysłali po sołtysa i strzelali za nim w górę, aby się śpieszył. Tato tak się przestraszył, że uciekł do Tarnawy do rodziny mamy i wrócił dopiero po dwóch lub trzech dniach.

Ze wsi chłopi przyszli kopać dół. Ktoś przyniósł wapno. Zrobiono w sadzie wykop o wym. mniej więcej 6 na 6 m w odległości od domu od 6 do 10 m. Zebranych ze wsi Cygan ustawiali wzdłuż drogi biegnącej obok gospodarstwa i tam do nich strzelali. Moją mamę natomiast z trójką małych dzieci wyprowadzili przed dom, aby przyglądała się egzekucji. Jeden Niemiec powiedział wówczas mamie, że jak dzieci będą spokojne, to wszystko będzie w porządku.

Dorośli Cyganie byli rozstrzeliwani. Jednak nie wszyscy. Ci, którzy błagali o życie byli bici kolbami i wrzucani żywi do dołu. Zastrzelonych natomiast układano na zdjętej z ogrodzenia bramie i przenoszono do wspólnej mogiły. Maleńkie dzieci brano za nogi i rozbijano im główki o węgieł domu.

W innym gospodarstwie natomiast do schowanych w piwnicy cygańskich dzieci Niemiec wrzucił granat. W jeszcze w innym dzieci schowały się do wnęki pod piecem. Niemiec, który po nie przyszedł, najpierw tłukł je kolbą karabinu, a potem wyciągał za włosy. Też je pozabijano. W kolejnym gospodarstwie cygańskie dzieci schowały się w oborze pod żłobami. Jednak następnego dnia ktoś je znalazł i odwiózł na posterunek do Wolbromia, gdzie zostały zastrzelone. Ich zwłoki zostały przywiezione z powrotem do Imbramowic i pochowane w zbiorowej mogile w naszym sadzie”.

Gdy Zbrodnia w Imbramowicach dobiegła końca niemieccy kaci rozkazali polskim wieśniakom pozbierać ciała i szczątki Cyganów, a następnie pogrzebać je w sadzie gospodarza. Pomimo tego, że wielu ze zmasakrowanych Cyganów dawało oznaki życia Niemcy nakazali pogrzebanie ich żywcem.

Według szacunków Józefy Orczyk, 2 lutego Niemcy zamordowali w Imbramowicach 43 osoby. O większej liczbie zabitych mówią inne źródła, które doliczają się 62 ofiar. W świetle tych rozbieżności można założyć, iż rzeczywista liczba zamordowanych Cyganów sięgnęła od 50 do 60 osób.

Miejsce romskiej kaźni zostało odwiedzone przez ekipę PRL-owskich śledczych w 1954 roku. Ekshumowano wówczas szczątki ofiar i przeniesiono je do grobu zbiorowego znajdującego się na cmentarzu w Imbramowicach. Jeszcze dwadzieścia lat później grób opleciono zgrzebnym płotkiem, ale wraz z latami mogiła nędzniała. Ten stan rzeczy zmienił się dopiero w 2013 roku, kiedy to gmina Trzyciąż wraz z przedstawicielami społeczności cygańskiej rewitalizowały miejsce pochówku ofiar Zbrodni w Imbramowicach. Sami Cyganie po wojnie odwiedzali mogiłę, na której zgodnie ze swoimi obyczajami pozostawiali żywność przeznaczoną dla zmarłych współbraci.