Katastrofa Smoleńska – kłamstwa smoleńskie

[ Strona informacyjna: Smoleńsk ]

Katastrofa smoleńska

[ Brzoza ] [ Ciała ofiar ] [ Czarne skrzynki ] [ Dwie wizyty ] [ Filmy ] [ Kłamstwa smoleńskie ] [ Komisja Millera ]
[ Książki ] [ Linki ] [ Lista ofiar ] [ Lot cywilny czy wojskowy? ] [ Lotnisko ] [ MAK ] [ Muzyka ] [ Mity smoleńskie ]
[ Obsługa lotniska ] [ Śledztwa ] [ Trotyl ] [ Wątpliwości ] [ Wrak ] [ Wybuch ]
[ Zespół Macieja Laska ] [ Zespół parlamentarny ] [ Zgony poza katastrofą ]

Już od pierwszych chwil po katastrofie rozpoczęły się rozmaite zabiegi zaciemniające prawdę o przyczynach i przebiegu tragedii smoleńskiej. Najczęściej miały one formę tzw. „wrzutek”, czyli rzekomych przecieków obciążających nieżyjących pilotów, gen. Andrzeja Błasika i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kłamstwa często zaczynały życie w mediach rosyjskich, a po stronie polskiej w TVN24, tygodniku Wprost, radiu RMF FM i „Gazecie Wyborczej”, a potem były powtarzane przez inne główne media.

Pojawiały się dosyć regularnie – w pierwszych miesiącach po katastrofie co kilka dni, potem nieco rzadziej. Zgodnie z zasadami wojny psychologicznej było ich bardzo dużo, często przeczyły sobie wzajemnie, niekiedy zawierały elementy prawdziwe, innym razem były od początku do końca wyssane z palca. Wszystko to miało wywołać wrażenie chaosu, przekonać o niemożności dotarcia do prawdy, zdezorientować i zmęczyć społeczeństwo. Przypominamy część z nich. To niestety długa lista.

Tu-154 cztery razy podchodził do lądowania, mimo że kontrolerzy nalegali, by odleciał na zapasowe lotnisko.

W rzeczywistości samolot wykonywał jedno próbne podejście do lądowania uzgodnione, a nawet wręcz zalecone przez wieżę. Można uznać, że w Smoleńsku miały miejsce 4 podejścia do lądowania. Tego dnia lądowały Jak-40, z dziennikarzami na pokładzie, który w pogarszających się warunkach pogodowych o mało się nie rozbił, a także Ił-76, który wykonał dwa podejścia do lądowania i za drugim razem, gdy prawie doszło do katastrofy samolot odleciał na inne lotnisko. Zakończone katastrofą podejście do lądowania wykonał Tu-154M. Zobacz: Cztery podejścia do lądowania.

Prezydent Lech Kaczyński miał naciskać na załogę, by lądowała niezależnie od warunków.

Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach z takimi osobami na pokładzie”. Tak napisał 10 kwietnia 2010 roku Roman Kuźniar, insynuując naciski prezydenta („Kultura Liberalna” z 10 kwietnia 2010 roku). Jak pokazały stenogramy, nie ma nawet śladu jakiejkolwiek ingerencji ze strony prezydenta w pracę załogi. Roman Kuźniar (1 października 2010 roku został powołany na doradcę prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych) był jedną z pierwszych osób, które mówiły o rzekomych naciskach na pilotów. Zobacz więcej: Naciski na załogę samolotu.

Gen. Andrzej Błasik był w kokpicie tupolewa w ostatnich minutach lotu.

Tej wrzutki dokonał osobiście Edmund Klich (program TVN „Teraz My” z 24 maja 2010 roku). „Polski akredytowany” później też bronił tego kłamstwa (Radio TOK FM, 13 stycznia 2012 roku), nawet po obaleniu go przez krakowskich biegłych sądowych dzięki analizie nagrań. Głos, przypisywany wcześniej generałowi, należał do II pilota, majora Roberta Grzywny.

„Śmiertelnym lądowaniem dowodził dowódca Sił Powietrznych Polski”.

Twórczo rozwinął tezę Edmunda Klicha już następnego dnia dziennik „Izwiestia” (25 maja 2010 roku). „Komsomolskaja Prawda” poszła jeszcze dalej i twierdziła, że gen. Andrzej Błasik siedział za sterami samolotu. W Polsce rosyjskie kłamstwa upowszechnił TVN24 (26 maja 2010 roku). Tę tezę miały też potwierdzać nieprawdziwe informacje, że gen. Andrzej Błasik miał zwyczaj wchodzenia do kabiny pilotów i zajmowania ich miejsca za sterami”. Jak udowodniła polska prokuratura wojskowa, generała nie było w ogóle w kokpicie samolotu. Zobacz więcej: Generał Andrzej Błasik w kokpicie.

Przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad 1m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie.

Tak mówiła minister Ewa Kopacz w Sejmie 28 kwietnia 2010 roku:

Prawda była inna. Nie tylko nie dbano o szczątki poległych, ale wręcz niszczono wrak i miejsce katastrofy ciężkim sprzętem oraz zacierano ślady. Słowa Ewy Kopacz zostały zmienione w stenogramie sejmowym. Zobacz więcej: Ziemia przekopana metr w głąb.

Załoga nie znała rosyjskiego i nie rozumiała komend wieży.

Piloci Tu-154M znali ten język doskonale, ponieważ do niedawna był obowiązkowy w polskim lotnictwie wojskowym. Kpt. Arkadiusz Protasiuk miał za sobą 30 lotów do Rosji i na Ukrainę.

„Podczas przygotowań do lotu i podczas jego trwania popełniano błąd za błędem. Mam na myśli choćby przypadkowo dobraną załogę.(…) To tak, jakby dziecko posadzić za sterami. Zdecydowanie, to my bardziej przyczyniliśmy się do tej katastrofy – mówił Wojciech Łuczak, „ekspert” lotniczy („Super Ekspres”, 13 stycznia 2011 roku).

Załoga nie popełniła żadnych błędów i do ostatnich chwil działała w najwyższym stopniu profesjonalnie, a kpt. Arkadiusz Protasiuk wykazał się wręcz mistrzostwem, gdy uniknął uderzenia w zbocze doliny przed lotniskiem, na które naprowadziła samolot wieża w Smoleńsku. Kpt. Arkadiusz Protasiuk i mjr Robert Grzywna należeli do najlepszych. Wystarczy powiedzieć, że dowódca miał wylatane ponad 3,5 tys. godzin (!), a drugi pilot niemal 2 tys. Byli zgrani i doskonale się rozumieli – odbyli wcześniej wspólnie kilkadziesiąt lotów, w tym wyczynowy powrót z Haiti nad Atlantykiem z uszkodzonym autopilotem, kiedy przez 14 godzin, z trzema międzylądowaniami, prowadzili samolot ręcznie. Zobacz więcej: Źle wyszkolona załoga.

„Jak nie wyląduję, to mnie zabije”.

TVN24 twierdziło, że „takie słowa kilkadziesiąt sekund przed katastrofą prezydenckiego Tu-154M pod Smoleńskiem miał wypowiedzieć kpt. Arkadiusz Protasiuk” (14 lipca 2010 roku). News pojawił się na czerwonym pasku i powtórzono go w Faktach TVN. To kłamstwo. Niczego takiego nikt z załogi nie mówił. Nie ma takich słów w stenogramie. Zobacz więcej: Jak nie wyląduję, to mnie zabije.

„To patrzcie, jak lądują debeściaki”

Słowa te miał powiedzieć I pilot Tu-154M, gdy dowiedział się o fatalnej pogodzie („Polska – The Times”, 17 lipca 2010 roku). Kpt. Arkadiusz Protasiuk w ogóle tych słów nie wypowiedział. Nie ma ich w stenogramie. Zobacz więcej: To patrzcie, jak lądują debeściaki.

„Wkurzy się, jeśli…”

Ten rzekomy fragment rozmowy załogi Tu-154 miał być dowodem na presję, jakiej poddani byli piloci („Gazeta Wyborcza”, 12 stycznia 2011 roku). Takich, ani podobnych, słów w ogóle nie ma w stenogramie. Podobnie jest ze słowami dzień dobry wypowiadanymi przez załogę, które miały świadczyć o przywitaniu osób postronnych w kokpicie samolotu. Takich słów w stenogramie nie ma. Zobacz więcej: Wkurzy się, jeśli…

„Pijany generał Andrzej Błasik zmusił pilotów do lądowania”.

Opublikowanie raportu MAK to było apogeum smoleńskiego kłamstwa (12 stycznia 2011 roku). Niestety, sformułowanie „podpity generał” pojawiło się też w polskojęzycznych mediach („Gazeta Wyborcza”, RMF24.pl, Interia.pl). Tatiana Anodina powołała się na rzekomą obecność 0,6 promila alkoholu we krwi gen. Andrzeja Błasika, niepotwierdzoną przez żadne niezależne badania. Mógł to zresztą być tzw. alkohol endogenny, który wytwarza się w organizmie samoistnie po śmierci. W 2014 roku badania przeprowadzone przez polską prokuraturę wykazały, że gen. Andrzej Błasik i pozostali pasażerowie byli trzeźwi.

Moskwa wykorzystała to do haniebnego oskarżenia nieżyjącego generała. Nie ma ponadto, co wykazano wyżej, żadnych dowodów na jakiekolwiek naciski jakiejkolwiek osoby. Świadkowie zeznali też, że na lot prezydenckiej delegacji nie było zamówienia na alkohol. O całkowitym fałszu raportu MAK nic chyba nie świadczy lepiej niż to, że jest oparty na stenogramach, w których pominięto w ogóle komendę „Odchodzimy”, wydaną na prawidłowej wysokości przez dowódcę samolotu. Zobacz też: Pijany generał.

Przed startem Tu-154M miało dojść do kłótni między gen. Andrzejem Błasikiem a kpt. Arkadiuszem Protasiukiem.

Tę wiadomość podał TVN24 (25 lutego 2011 roku), a potem żyła nim przez wiele dni większość mediów. Kapitan Arkadiusz Protasiuk rzekomo nie chciał 10 kwietnia zasiąść za sterami rządowego tupolewa i na płycie lotniska Okęcie kłócił się o to ze swoim przełożonym. Po trzech tygodniach codziennego medialnego roztrząsania kolejnej „winy” gen. Andrzeja Błasika. Jak się okazało, o kłótni zeznawał szef BOR gen. Marian Janicki, który przebywał w Krakowie podczas w czasie odlotu Tu-154M z Okęcia.

Kłótni zaprzeczyli świadkowie odlotu Tu-154M oficerowie BOR, którzy stwierdzali w swoich zeznaniach, że o tej sytuacji dowiedzieli się z mediów. Prokuratura w końcu musiała przyznać, że nie było żadnej kłótni. Zobacz więcej: Kłótnia na lotnisku.

Nie było trotylu na wraku tupolewa.

Za artykuł „Trotyl na wraku tupolewa”, jego autor Cezary Gmyz został zwolniony z dziennika Rzeczpospolita. Główne zarzuty wobec dziennikarza mówiły, że wyciągnął pochopne wnioski zawierzając informatorom, a nie mając żadnego potwierdzenia. Tymczasem prokuratorzy nie zdementowali pogłosek na temat trotylu, a nawet prokurator generalny dzień wcześniej w rozmowie z naczelnym dziennika Rzeczpospolita upewnił go o prawdziwości informacji. Także próbki rzeczy jednej z ofiar katastrofy, dzięki staraniom rodziny zbadane w USA wykazały obecność trotylu. Urządzenia, którymi w badaniach wraku posługiwali się śledczy również wykazały obecność trotylu. Zobacz więcej: Trotyl na wraku tupolewa.

Ekshumacje ofiar.

Nie były widzimisię rodzin, ale zarządzone zostały przez prokuraturę i związane były z kolosalnymi rozbieżnościami dotyczących stanu zdrowia ofiar a rosyjską dokumentacją. Zobacz więcej: Ciała ofiar katastrofy smoleńskiej.

Jedynie wyborcy Prawa i Sprawiedliwości uważają, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu.

Według sondażu CBOS w 2013 roku w zamach w Smoleńsku wierzyło: 61% wyborców PiS, 40% wyborców PSL, 14% wyborców PO i 10% wyborców SLD. Natomiast w marcu 2015 roku na pytanie czy Lech Kaczyński mógł ponieść śmierć w wyniku zamachu, odpowiedzi „tak” udzieliło: 57% wyborców PiS, 40% wyborców PSL, 16% wyborców PO i 11% wyborców SLD.

Stenogramy opublikowane w RMF FM.

7 czerwca 2015 roku, 3 dni przed piątą rocznicą katastrofy smoleńskiej i w środku kampanii prezydenckiej radio RMF FM ujawniło stenogramy, które rzekomo zawierały odczyt z nowo sporządzonej kopii jednej z czarnych skrzynek, zawierającej nagranie z kokpitu samolotu, z której odczytano o 30% więcej słów. Według stenogramów generał Andrzej Błasik do końca lotu przebywał w kokpicie, w którym panował chaos, do którego ciągle ktoś wchodził, a stewardesy częstowały „piwkiem”. Prokuratura wojskowa oświadczyła, że materiał obarczony jest szeregiem nieścisłości, a internauci wskazali, że godziny podane na stenogramach nie są zgodne z tym co mówią piloci. Zobacz więcej: Stenogramy RMF FM.

Zobacz też: Wątpliwości wokół katastrofy smoleńskiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *