Katastrofa Smoleńska – wątpliwości

[ Strona informacyjna: Smoleńsk ]

Katastrofa smoleńska

[ Brzoza ] [ Ciała ofiar ] [ Czarne skrzynki ] [ Dwie wizyty ] [ Filmy ] [ Kłamstwa smoleńskie ] [ Komisja Millera ]
[ Książki ] [ Linki ] [ Lista ofiar ] [ Lot cywilny czy wojskowy? ] [ Lotnisko ] [ MAK ] [ Muzyka ] [ Mity smoleńskie ]
[ Obsługa lotniska ] [ Śledztwa ] [ Trotyl ] [ Wątpliwości ] [ Wrak ] [ Wybuch ]
[ Zespół Macieja Laska ] [ Zespół parlamentarny ] [ Zgony poza katastrofą ]

Wątpliwości wokół katastrofy smoleńskiej jest sporo, a budzą je już przygotowania do wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego i obniżanie rangi tej wizyty. Na skutek gry polskiego rządu z rosyjskim doszło do rozdzielenia wizyt: premier Tusk był w Katyniu 7 kwietnia, gdzie uczestniczył w uroczystościach wraz z Wladimirem Putinem. Temat ten szeroko poruszono w filmie „Mgła”. Działania te jak się okazało prowadzone były niezgodnie z prawem. Prokuratura postanowiła jednak umorzyć śledztwo w tej sprawie. Więcej na ten temat w dziale: Dwie wizyty w Smoleńsku.

Samolot Tu-154M był serwisowany w Rosji, w zakładach w Samarze, które wchodzą w skład holdingu Russian Machines, będącego częścią koncernu przemysłowo-finansowego Basic Element z siedzibą w Moskwie. Założycielem i właścicielem Basic Element jest Oleg Deripaska, jeden z najbogatszych Rosjan, zawdzięczający swoją karierę przychylności Władimira Putina. Samolot wrócił po remoncie do Polski 23 grudnia 2009 roku.

Wśród zarzutów związanych z przygotowaniem wizyty wymienia się jako najważniejsze: nierozpoznanie lotniska Siewiernyj, brak rozpoznania pirotechnicznego, nieprzeprowadzenie rekonesansu na lotnisku, brak informacji, jakich sił i środków użyje strona rosyjska, brak łączności z ochroną i osobami ochranianymi. Jako zupełnie dyskwalifikujący należy ocenić brak właściwego kierownictwa ze strony szefa BOR Mariana Janickiego nad podległymi funkcjonariuszami.

Polscy generałowie na uroczystości w Smoleńsku mieli lecieć wojskowym samolotem CASA. Nie wiadomo jest dlaczego zostali przeniesieni do Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku, ani kto podjął tę decyzję. Samolot CASA był sprawny ponieważ po katastrofie przemieszczał się na trasie Warszawa – Smoleńsk. Prokuratura nie podjęła w śledztwie tego wątku.

Dostarczone załodze Tu-154M nr 101 w dniu 10 kwietnia 2010 roku karty podejścia zawierały fałszywe dane radionawigacyjne i były mniej precyzyjne od tych, które otrzymała załoga lecąca do Smoleńska w 7 kwietnia 2010 roku.  Zeznania polskiej i rosyjskiej strony w tej sprawie różnią się. Justyna Gładyś z wydziału politycznego Ambasady RP w Moskwie, która uczestniczyła w pracach przygotowawczych lotów z 7 i 10 kwietnia 2010 roku zeznała, że przez jej ręce przechodziły karty podejścia lotniska w Smoleńsku. A także, że przekazała mapy do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Były to karty przesłane we wrześniu 2009 roku, które jak przekazał jej pracownik rosyjskiego MSZ Jewgienij Martynienko nie uległy zmianie i były aktualne. Natomiast Martynienko zeznał, że nie miał informacji na temat stanu technicznego lotniska, ani o tym, że było nieczynne, a także, że nie rozmawiał na ten temat z przedstawicielami strony polskiej i zaprzeczył, że w rozmowie z Justyną Gładyś potwierdził, że mapy były aktualne ponieważ w ogóle z nikim tej sprawy nie omawiał.

W dniach 9-15 kwietnia miało miejsce wyłączenie serwera w Dowództwie Sił Powietrznych, do którego nie spływały dane z systemu elektronicznego nadzoru na lotnisku wojskowym na Okęciu. Serwer został odłączony od systemu zgodnie z wcześniejszym planem, który zakładał w tym czasie wymianę jednego ze sterowników systemu. Odłączenie serwera spowodowało, że nie były zapisywane wejścia i wyjścia przez bramki z czytnikami elektronicznymi. Bramki na lotnisku działały i mogły przez nie przechodzić osoby z przepustkami, jednak w systemie nie tworzyła się historia użycia przepustek. Tuż po katastrofie centrala polskiej dyplomacji odcięta była od internetu, oficjalnie z powodu pogody.

Prokuratura nie pomyślała też żeby zabezpieczyć nagrania z monitoringu lotniska, zostały one automatycznie po 3 miesiącach usunięte. W dniu katastrofy system monitoringu na warszawskim lotnisku nie był też w pełni sprawny. Jedyne zdjęcia jakie się zachowały pochodzą z kamery obserwującej płytę lotniska i zostały ujawnione przez komisję Millera tuż po opublikowaniu raportu MAK.

Przedstawiciele BOR wyrazili zgodę na powierzenie stronie rosyjskiej zabezpieczenia wizyty prezydenta RP na lotnisku w Smoleńsku oraz na trasie do Katynia. Po dwóch nieudanych próbach lądowania w Smoleńsku, rosyjska strona odesłała na lotnisko zapasowe samolot Ił-76 wiozący rosyjskich funkcjonariuszy i środki transportu, w związku z czym na lotnisku nie było sił i środków niezbędnych do zabezpieczenia wizyty prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego – o czym jednak strony polskiej nie poinformowano.

Jak podano w „Białej księdze” przygotowanej przez Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M w Smoleńsku, podejmowano intensywne działania zmierzające do przejęcia obowiązków prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego, zanim jeszcze została stwierdzona śmierć prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.

Telewizja Polska i inne media opublikowały materiały filmowe, nakręcone krótko po katastrofie, na których widać rosyjskich milicjantów wkręcających żarówki do latarni nawigacyjnych na prymitywnym i, jak się okazało, fatalnie wyposażonym lotnisku Siewiernyj. Jak donosił pod koniec kwietnia dziennik Rzeczpospolita, także sam rozkład radiolatarni na lotnisku był „niestandardowy”. Zobacz więcej na ten temat w dziale: Lotnisko w Smoleńsku.

Lotnisko w Smoleńsku obsługiwała niekompetentna załoga, o której więcej znajduje się w dziale: Obsługa lotniska w Smoleńsku. Według oficjalnych informacji stanowisko kontroli lotów zezwoliło Tu-154M na zejście do 100 metrów. Jednak załoga Jaka-40, który wylądował przed Tu-154M usłyszała przez nasłuch radiowy wysokość minimalną wynoszącą 50 metrów. W swoich zeznaniach taką wysokość podali por. Artur Wosztyl, por. Rafał Kowaleczko i zmarły samobójczą śmiercią w dwa lata po katastrofie chor. Remigiusz Muś. W transkrypcji rozmów kontrolerów z załogą Ił-76 , który próbował lądować w Smoleńsku po Jaku-40, a przed Tu-154M też podana jest wysokość 50 m.

Nie ma nagrań video z wieży kontroli lotów ponieważ (jak podał MAK w raporcie) nastąpiło zwarcie przewodów pomiędzy kamerą a magnetowidem. Wiktor Ryżenko, kierownik systemu lądowania, twierdził, że sprawdzał urządzenie i było ono sprawne. Komisja MAK unieważniła też niekorzystne zeznania kontrolerów, które złożyli w kwietniu i uznała w swoim raporcie zeznania z sierpnia 2010 roku, korzystne dla strony rosyjskiej

Z dokumentów wynika, że wbrew twierdzeniom strony rosyjskiej: obsada stanowiska kontroli lotów nie ogłosiła natychmiast alarmu dla całości jednostek ratowniczych znajdujących się na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj oraz nie przekazała informacji o wypadku dla jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego. Pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce 17 minut po wypadku, a siedem kolejnych zespołów dopiero 29 minut po wypadku. Jeszcze przed stwierdzeniem, jaka jest liczba ofiar śmiertelnych, zaniechano prowadzenia faktycznej akcji ratowania ofiar katastrofy. Rosjanie zaniechali ratowania ofiar, z góry założywszy, że nikt nie przeżył. Dotychczas nie wyjaśniono, skąd mieli tę pewność.

Jak relacjonowała Anita Gargas w „Do Rzeczy” nr 11/2013: „Skąd mieliśmy wiedzieć 10 kwietnia [że wszyscy zginęli], gdy kilkutonowe fragmenty kadłuba nie zostały jeszcze podniesione z ziemi?  Nie było wiadomo, co leży pod tymi blachami. Może tam byli nieprzytomni, ale wciąż żywi ludzie? Ciała niektórych ofiar wydobywano spod fragmentów maszyny w niedzielę. (…) Funkcjonariusze  Ministerstwa ds. Spraw Nadzwyczajnych nie wpuścili tam karetek. Uznali, że wszyscy zginęli. Nikt się nie fatygował, by sprawdzać, czy pod elementami samolotu są osoby dające oznaki życia.”

Skąd 30 minut po katastrofie Radosław Sikorski miał pewność, że wszyscy zginęli, skoro nie odnaleziono wtedy ciał? Dlaczego już wówczas mówił o błędzie pilotów? Według generała Sławomira Petelickiego (zmarł w 2011 roku) politycy PO otrzymali po katastrofie smoleńskiej SMS-y z instrukcją co mówić na temat katastrofy: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.”

Generał Sławomir Petelicki twierdził też, że Stany Zjednoczone są w posiadaniu zdjęć satelitarnych, które klatka po klatce obrazują co się stało, dysponują także nagraniami rozmów dzięki systemowi Echelon, monitorującemu i analizującemu wszystkie przekazy elektroniczne, w tym łączność z samolotami.

Rzeczy osobiste prezydenta i dowódców Wojska Polskiego i szefa BBN zostały przekazane Polakom przez Rosjan dopiero tydzień po katastrofie. W tym znajdowały się telefony prezydenta, szefa sztabu WP i szefa BBN oraz laptopy, informacje zawarte w tych urządzeniach były najprawdopodobniej również tajemnicami NATO.

Według oficjalnych wersji katastrofy samolot zahaczył skrzydłem o brzozę, uszkodził skrzydło, wykonał obrót i spadł podwoziem do góry. Tymczasem według badań eksperta zespołu parlamentarnego do zbadania przyczyn katastrofy prof. Wiesława Biniendy, skrzydło nie mogło zostać uszkodzone na skutek zderzenia z brzozą. Polscy śledczy w trzy lata po katastrofie nie potrafili też ustalić na jakiej wysokości została złamana brzoza. Według komisji Millera, która prawdopodobnie nie weryfikując danych wzięła je z raportu MAK, było to 5,1 metra. Natomiast według prokuratury drzewo zostało uszkodzone na wysokości 770 cm, a w kilka dni później zweryfikowała tę informację podając 666 cm. Zobacz więcej: Brzoza.

Wątpliwości budzi też sprawa czarnych skrzynek, które po katastrofie zabezpieczone w sejfie zapieczętowanym kartką z podpisem płk Zbigniewa Rzepy były przez kilkanaście godzin wyłącznie do dyspozycji MAK. Nie zgadza się czas znalezienia czarnych skrzynek, sporządzone kopie różnią się między sobą długością nagrania (w niektórych różnica dochodzi nawet do 2 minut). Zdaniem specjalistów na nagraniach słychać ślady ingerencji, a minister Jerzy Miller w memorandum z 31 maja 2010 roku zgodził się by Rosjanie mogli przetrzymywać rejestratory w zasadzie tak długo, jak będą chcieli.Więcej w dziale: Czarne skrzynki

Dlaczego zdecydowano, że katastrofę wyjaśniać będzie się w oparciu o ustalenia opisane w tzw. konwencji chicagowskiej? Mówi ona o procedurach dotyczących lotów cywilnych. Tymczasem nie był to lot cywilny. Samolot był wojskowy, załoga była wojskowy, na pokładzie znajdował się prezydent (zwierzchnik sił zbrojnych) oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, na pokładzie znajdowały się urządzenia z niejawnymi danymi NATO, niejawne kody, urządzenia z niejawnym algorytmem działania. Decyzję podjęła strona polska, choć nie jest wiadomo dokładnie kto. Zobacz więcej: Lot cywilny czy wojskowy?

Jerzy Miller podpisał trójstronne memorandum, gdzie jedną stroną jest on, drugą minister transportu Rosji, a trzecią MAK. W tym porozumieniu z kwietnia 2010 roku zgodził się, żeby wrak pozostał w Rosji do czasu zakończenia tamtejszego śledztwa. W umowie tej rząd polski zrzekł się szybkiego przekazania wraku, a Rosjanie mogą dowolnie przesuwać termin jego oddania. Bezsilność Polski w tej sprawie jest więc winą polskiego rządu. Prokuratura rosyjska zależna jest od władz Rosji i to nie od prokuratury zależy termin wydania wraku, a od najwyższych władz rosyjskich.

Dlaczego dopuszczono do niszczenia najważniejszego dowodu – wraku samolotu? Anita Gargas dotarła do świadków, którzy mówią o rozkradaniu wraku samolotu umieszczonego pod plandeką na lotnisku w Smoleńsku. Wypowiedzi świadków znajdują się w filmie „Anatomia upadku”. Polskie MSZ nie wysłało ani jednej noty dyplomatycznej przeciwko dewastowaniu wraku i miejsca katastrofy. Nawet, gdy RMF FM ujawniło informację potwierdzoną zdjęciami, że szczątki mniej więcej 1/4 Tupolewa zostały zgarnięte wraz z ziemią do szopy i ukryte przed polskimi prokuratorami i ekspertami, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych dr. Maciej Lasek oświadczył, że ich badanie i tak nie było potrzebne, bo i tak nie wniosłoby nic do sprawy. Zobacz więcej: Wrak tupolewa.

Smoleńsk - Rosjanie niszczą wrak

Niszczenie wraku tupolewa

Na zdjęciach satelitarnych z miejsca katastrofy widać było, że statecznik samolotu został przeniesiony. Członek zespołu dr. Macieja Laska, a wcześniej komisji Jerzego Millera, Piotr Lipiec oznajmił: „Mogę tylko potwierdzić, że ten statecznik faktycznie, zgodnie z informacjami od kolegów, którzy byli na miejscu, został faktycznie przeniesiony z rejonu drogi, bliżej miejsca upadku samolotu. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czemu miało to służyć. Prawdopodobnie chodziło o zmniejszenie terenu, na jakim miała pracować komisja. Statecznik był jedynym elementem, który znajdował się daleko więc prawdopodobnie przeniesiono go, by znajdował się trochę bliżej”. Dodał też, że to komisja MAK przeniosła statecznik.

Polacy dostęp do wraku uzyskali dopiero jesienią 2012 roku. Odkryto wtedy ślady materiałów wybuchowych. Ujawnił to Cezary Gmyz w artykule „Trotyl na wraku tupolewa” opublikowanym w dzienniku Rzeczpospolita. Został za to zwolniony z gazety, a prokuratura starała się przekonać opinię publiczną, że trotylu na wraku nie wykryto, a urządzenia zareagowały m.in. na namiot techniczny, czy pozostałości po II wojnie światowej. Więcej na ten temat w dziale: Trotyl na wraku

Eksperci komisji parlamentarnej ds. zbadania przyczyn katastrofy przedstawili też wiele dowodów na wybuch na pokładzie Tu-154M. Zwracali uwagę na to, że samolot rozpadł się na nienaturalnie dużo kawałków, jak na upadek z tak małej wysokości, a także, że części samolotu znajdowane były nawet kilkanaście metrów przed brzozą, która miała spowodować katastrofę. Kadłub samolotu rozerwany też został na zewnątrz, wyrwane zostały nity z poszycia samolotu, co świadczy o dużej energii wewnątrz samolotu. Zobacz więcej na temat wybuchu na pokładzie Tu-154M.

Wydaje się, że w przypadku katastrofy smoleńskiej ani jedna sprawa nie została rzetelnie przeprowadzona. Nawet jeżeli chodzi o ciała ofiar katastrofy, to mimo zapewnień polskiego i rosyjskiego rządu nie przebadano genetycznie każdego skrawka odnalezionego ciała, a archeolodzy, którzy prowadzili badania pół roku po katastrofie, odnaleźli 40 fragmentów ciał. Sekcje zostały przeprowadzone niestarannie, doszło wręcz do profanacji, a niektóre ciała zostały zamienione. Więcej na ten temat w dziale: Ciała ofiar katastrofy smoleńskiej.

MAK stwierdził w swoim raporcie, że ofiary katastrofy znajdujące się w przedniej części kabiny pasażerskiej nie były przypięte pasami i dlatego ich ciała zostały w szczególny sposób rozczłonkowane. Pozostali pasażerowie mieli pasy zapięte. Raport nie podaje w jaki sposób stwierdzono stan zapięcia pasów i dlaczego tylko osoby znajdujące się w przedniej części samolotu tych pasów nie miały zapiętych.

Wokół katastrofy smoleńskiej miało miejsce wiele tajemniczych śmierci. W tym samobójstwo chor. Remigiusza Musia, świadka, który twierdził, że słyszał komunikację radiową pomiędzy kontrolą lotów a załogą samolotu, podczas której wieża kontroli lotów zezwoliła na zejście Tu-154M do wysokości 50 m, a nie do 100 m, jak podaje się to w oficjalnych wersjach. Zobacz więcej: Zgony poza katastrofą

Zobacz też dział: Kłamstwa smoleńskie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *