Korwin-Mikke Janusz

Janusz Korwin-Mikke„W polityce demokratycznej trzeba używać zdań obiektywnie fałszywych, ale za to zrozumiałych dla odbiorców” – Janusz Korwin-Mikke. Cytat pochodzi ze zbioru felietonów wydanych pod tytułem „Nie tylko o Żydach”.

Korwin-Mikke nie stosuje jednak znanej mu zasady. Głosi prawdy obiektywnie prawdziwe, ale niezrozumiałe dla odbiorców.

„Hitem” roku 2012 roku był jego internetowy wpis nt. paraolimpiady, gdzie JKM skrytykował pomysły finansowania transmisji z publicznych pieniędzy. Wykazując absurd rywalizacji, gdzie zwycięża nie najlepszy, ale najbardziej poszkodowany przez los, napisał między innymi, że równie dobrze można by organizować zawody „w szachy dla debili„. Jeśli rozumiemy, że debilizm to choroba, niedoskonałość umysłowa, to obiektywnie Korwin ma rację. Społeczeństwo nie odbiera jednak wszystkich komunikatów pod kątem ich logiczności, lecz często pod wpływem własnych odczuć, nastroju, nastawienia, emocji. A te ostatnie zakazują takich porównań. Ponadto, poprawność polityczna nakazuje automatyczną krytykę osób… krytykujących poszkodowanych przez los, a i zwykła ludzka empatia każe stanąć w obronie chorych, którzy przecież mają prawo do uprawiania sportu itd. itp.

Dlaczego zatem Korwin to napisał? Nie wiedział jaka będzie reakcja społeczna? Jest amatorem czy może… debilem? Wydaje się, że ani to ani to.

Adolf HitlerGdyby był amatorem, mógłby popełnić taki „błąd” raz, dwa razy, może trzy razy w życiu (w końcu każdy może się pomylić!). A robi to regularnie. Jego słynne wypowiedzi, iż „za Hitlera podatki były niższe” znów mogą być obiektywnie prawdziwe, kiedy jednak pada nazwisko „Hitler” przeciętnemu zjadaczowi chleba włącza się reakcja obronna. Może gdyby chodziło o StalinaHitler co prawda zabił mniej ludzi niż sowiecki dyktator, jednak to właśnie jego nauczono nienawidzić: nie powinien zatem polityk stawiać Hitlera w korzystnym świetle, jeśli chce wzbudzić powszechne zaufanie, aprobatę, ostatecznie wyborcze poparcie.

Debilem też raczej nie jest, choć sugerują to nieżyczliwi. Jego dotychczasowa twórczość każe pozytywnie oceniać zdolność umysłową. Demencja starcza to chyba również jeszcze nie to. Więc co? Zastanawia się nad tym wielu ludzi. Może by więc… przestać się zastanawiać? Przestać głowić się nad tym co siedzi w głowie Korwina i żyć dalej? Może to być ze wszech miar korzystne.

Przede wszystkim należałoby skreślić JKM jako polityka. Skoro sam wie, że „w polityce demokratycznej trzeba używać zdań obiektywnie fałszywych, ale za to zrozumiałych dla odbiorców”, a nie robi tego, to znaczy, że nie jest zainteresowany prowadzeniem skutecznej polityki demokratycznej. Twierdzenia wyznawców Korwina, iż „nie mógłby on okłamywać wyborców” są mocno naiwne. Polityk to nie ksiądz, nie ma moralizować, tylko być skuteczny. Jeśli mówi  otwarcie ludziom, że „nic im nie da, bo nie ma nic za darmo”, to ma oczywiście rację, ale niech nie może liczyć, że lud oczekujący „czegoś” od władzy, masowo go poprze. Demokracja jest jaka jest – przecież sam Korwin głosi, iż to idiotyczny system, gdzie „dwóch pijaczków spod budki z piwem ma więcej głosów niż profesor”. Tak, dokładnie tak jest. I należy wziąć to pod uwagę  przy formułowaniu treści, które docierają do szerokich mas. Przecież Janusz Korwin-Mikke doskonale to wie, prawda? Zatem zwycięskim politykiem być nie chce i wygrana w wyborach mu się nie marzy.

Pojawiają się teorie, że skoro nie jest dyletantem ani głupkiem, to może jest agentem. Może jest wrogą siłą mającą pod sztandarem słusznych idei (w końcu w większości takie właśnie głosi) skupić wokół siebie młodych, zdolnych, inteligentnych ludzi, zorganizować ich w machinę wspierającą podczas kampanii wyborczej i… kolejną kontrowersyjną, publiczną wypowiedzią w swoim stylu zmarnować rosnące poparcie i pracę wartościowego, polskiego żywiołu. Być może tak jest. „Para w gwizdek” poszła niejeden raz. Wielu „korwinowców” po kolejnych rozczarowaniach wyborczych zraziło się do polityki i nigdy do niej nie wróciło. Być może jest to celowe, ale – jak wspomniano wyżej – czy naprawdę jest sens to dalej roztrząsać?! Być może nie dowiemy się nigdy co kieruje panem Januszem, spróbujmy zatem zaakceptować istniejący stan rzeczy i… czerpać z niego korzyści.

Janusz Korwin-Mikke, może być przecież inspirującym myślicielem, ideologiem, filozofem spoglądającym na świat inaczej niż banda medialnych głupków powtarzająca zasłyszane schematy i próbująca wtłoczyć je odbiorcom, by stworzyć z nich podobne bezmyślne istoty… Konserwatywny-Z życia szczęśliwych gejówliberalizm, który popiera i promuje Korwin-Mikke to ideologia odpowiadająca wielu Polakom. Konserwatyzm ideowy, czyli stanie na straży wiekowych praw i prawd połączony z liberalizmem gospodarczym (czyli filozofią wolnorynkową), promującą płacę za pracę, to często niewypowiedziane myśli siedzące w naszych głowach. Można z publicystyki Korwina czerpać wiedzę i inspirację. Kiedy lewicowe media nagle chcą nam wmówić, że świetnymi „rodzicami” dla dziecka mogą być dwie kobiety lub dwóch mężczyzn, a kto tak nie uważa ten jest nietolerancyjnym homofobem, kiedy politycy kraj zadłużają, biurokrację powiększają, a podatki podnoszą, można – czytając JKM  – powrócić do źródeł normalności, znaleźć przypomnienie tego, co jest logiczne, a co jest absurdalnym wytworem ludzi, którym wydaje się, że są mądrzejsi niż (tu już kwestia światopoglądu) Bóg czy „Matka Ziemia”. Można się na chwilę zatrzymać i zrozumieć kto próbuje postawić świat do góry nogami. I można próbować go zmieniać. Choć już niekoniecznie z Korwinem.

Co prawda nie wszystkie jego pomysły można wcielić w życie, ale wiele wartych jest promowania i wdrażania na tyle, na ile to możliwe. Wolności człowiekowi nigdy przecież za mało, a podatki naprawdę mogą być niższe. Nie sposób też nie doceniać redaktora JKM jako wnikliwego obserwatora życia publicznego i interesującego komentatora, z wyjątkowym spojrzeniem na świat.

Po katastrofie smoleńskiej, kiedy wielu – widząc jak bardzo polski rząd stara się ją wyjaśnić – i nie wierząc w siłę sprawczą „pancernej brzozy” zastanawiało się nad jej faktycznymi przyczynami, Korwin twierdził, że to sprawa, którą nie warto się zajmować. Śmierć prezydenta Polski na terenie Rosji skomentował nawet w ten sposób: „ja też często spieszę się do pracy, wyprzedzam czasem na trzeciego, również ryzykując śmierć”. Jak zawsze – ciekawa i nietypowa opinia. Kiedy jednak smoleńskie kłamstwa typu „pijany generał w kokpicie nakazał lądować” upadły, stwierdził, że „może i był zamach, ale na pewno nie zrobili go Rosjanie. Może to sprawka panów z WSI”.  JKM rzadko zmienia zdanie, więc warto zwrócić na to uwagę. I nawet pomijając fakt, że związki byłych Wojskowych Służb Informacyjnych z Moskwą są znane oraz milczeniem zbywając korwinową pewność, że „to na pewno nie Rosjanie” (choć jednak ciśnie się na usta: skąd ma tę wiedzę?!), mimo wszystko podał ciekawą hipotezę. Przeciętny Polak, znający historię Polski i jej kontaktów z „rosyjskimi przyjaciółmi” już w dniu katastrofy miał myśli: „to pewnie Ruscy zrewanżowali się Kaczyńskiemu za Gruzję”. Natomiast Korwin rzuca inny pomysł: może to Polacy.

Może Rosjanie, może Polacy, a może naprawdę pancerna brzoza rozerwała na kawałki polski samolot? Tego nie wiemy i prędko się pewnie nie dowiemy. Temat katastrofy przytoczono jednak dlatego, by o Korwinie-publicyście nie zapominać. Kiedy większość mówi „tak”, on mówi „nie”. Taka kontropinia, czasem wyglądająca na niedorzeczną, może być ostatecznie przydatna, by rozważyć inną opcję, wyrobić własne zdanie. Ponadto, JKM w swym osobliwym stylu pisania, stosuje czasem staropolszczyznę. To zawsze dla polskiego czytelnika ciekawe doświadczenie, którego próżno szukać gdzie indziej.

Nie zabijajmy zatem Korwina śmiechem, ani nie denerwujmy się zbytnio jego „polityką”. Czytajmy i korzystajmy. Ku chwale Ojczyzny!

Dodaj komentarz