Przebieg Zbrodni w Mniszku 1939-40 r.

[ Powrót do historii Polski ]

[ Zbrodnia w Mniszku 1939-40 – strona informacyjna ]

[ Przygotowania ] [ Przebieg ] [ Pamięć ]

 

Pierwsze masowe egzekucje na terenie samego Świecia Niemcy przeprowadzili już w dniach 7 – 9 października 1939 roku. Selbstschutz rozstrzelał wówczas na cmentarzu żydowskim od 60 do 95 Polaków oraz Żydów, w tym kobiety, a nawet dzieci mające góra osiem lat. Ofiarom kazano układać się w naszykowanych prowizorycznie mogiłach i mordowano strzałami z pistoletów w tył głowy. Osobiście egzekucją dowodził psychopatyczny szef Selbstschutzu z Bydgoszczy, Josef Meier, który nosił przydomek „krwawy Meier”.

Pierwsze zbiorowe egzekucje w Mniszku-Grupie zostały przeprowadzone w październiku 1939 roku. Rozstrzelano tam Polaków internowanych ze świeckiego więzienia wraz z ponad tysiącem pensjonariuszy zakładu psychiatrycznego – mordowanie psychicznie chorych na owym terenie było częścią Akcji T4. Psychicznie chore osoby, w tym dzieci, wywożono z samego szpitala przez tydzień partiami po 60 osób. Były one znieczulane i otumaniane środkami uspokajającymi, a na czas podróży do ich przyszłego miejsca kaźni ubierano je w nędznej jakości odzież. Mogiły, które stały się ostatecznym miejscem spoczynku nieszczęsnych ofiar niemieckich mordów były szykowane przez spędzanych z okolicznych wsi chłopów.

Samych egzekucji dokonywał 30-osobowy oddział Selbstschutzu, którym dowodził nieznany z imienia właściciel browaru ze Świecie, Rost. Również SS-mani z owianego złą sławą oddziału Kurta Eimanna uczestniczyli w Zbrodni w Mniszku. Owe komando odegrało znaczącą rolę podczas Zbrodni w Piaśnicy i Zbrodni w Lesie Szpęgawskim. Kierowcy i pojazdy przewożące ofiary na miejsce kaźni były zapewniane przez Wehrmacht.

Pozostałych 700 pacjentów świeckiego szpitala psychiatrycznego (łącznie przebywało w nim 1700 osób) skierowano do takiej samej placówki w Kocborowie – zamordowano ich następnie w Lesie Szpęgawskim, a z opróżnionego szpitala w Świeciu urządzono więzienie. Także z niego wysyłano następnie na kaźń w Mniszku polskich więźniów, zwłaszcza politycznych.

Masowe egzekucje na terenie Mniszka-Grupy trwały do końca 1940 roku. Eksterminowano tutaj przedstawicieli polskiej inteligencji, jak i polskich członków elit różnych grup społecznych – polityków, urzędników, właścicieli ziemskich, kapitalistów, a nawet księży, np. 17 duchownych ze Świecia. W Mniszku wymordowano także ok. 100 Żydów z Grudziądza. Niemcy nie mieli oporów nawet przed mordowaniem kobiet dzieci, zwłaszcza pochodzenia żydowskiego. Aresztowani i przeznaczeni na eksterminację ludzie pochodziły z powiatów: bydgoskiego, chełmińskiego, grudziądzkiego, starogardzkiego, oraz świeckiego.

Kolumny ze skazańcami wraz z towarzyszącymi im motocyklowymi eskortami przybywały do Mniszka co trzy dni. Jeden transport składał się zazwyczaj z pięciu do dziesięciu ciężarówek. Zdarzało się, że w niektóre dni transporty zjeżdżały na teren kaźni nawet trzy razy dziennie. Skazańcy rekrutowali się z obozów dla internowanych oraz z więzień w Grudziądzu, Świeciu oraz Nowego nad Wisłą.

Jak wspomniano wcześniej, ofiary spędzano do grobów i strzelano im w tył głowy. Rannych dobijano kolbami karabinów, łopatami oraz kijami lub bezpośrednim ogniem maszynowym. Niektóre ofiary Niemcy zakopywali żywcem. Egzekucje zazwyczaj rozpoczynały się o godzinie 18.00 i kończyły około północy. Na terenie samej żwirowni dochodziło często do nocnych mordów w świetle reflektorów samochodowych. Tych skazańców, którzy próbowali stawiać opór niemieckim oprawcom wieszano na drzewach i na prowizorycznej szubienicy. Do samego lasu wokół Mniszka wstęp był zabroniony – Niemcy wystawili patrole i umieścili tablice z ostrzeżeniem, że „kto przekroczy tę granicę zostanie zastrzelony bez uprzedzenia”.

W serii mordów przeprowadzanych w Mniszku-Grupie niektórzy uniknęli śmierci. Ocalał np. Jan Plieth, 19-letni chłopak, który przeżył egzekucję i wygrzebał się z mogiły i spod trupów. Ucieczką salwował się także Stefan Ligierski, który wykorzystał chwilę, w której znienacka zgasły reflektory aut oświetlające miejsce kaźni. Po przypadkach ucieczek Niemcy stali się ostrożniejsi i starali się eksterminować jednorazowo nie więcej jak 6 skazańców, tym samym zrezygnowali z przeprowadzania większych zbiorowych egzekucji.

Od tego czasu sami oprawcy zwolnili także tempo dokonywanych przez siebie mordów – dodatkowo pobieżnie maskowali ich miejsce, a nawet przez jakiś czas nie pilnowali owego terenu. Nie zrezygnowali jednak całkowicie z eliminowania obywateli polskich w Mniszku-Grupie i robili to w zasadzie do ostatnich dni okupowania owych terenów.

Kiedy na Pomorze zbliżała się sowiecka Armia Czerwona, Niemcy podjęli ostateczną próbę definitywnego „posprzątania” i zatarcia śladów Zbrodni w Mniszku. Wykorzystali w tym celu grupę pojmanych sowieckich żołnierzy – palili oni odkopane uprzednio przez siebie ciała, a ich samych również zamordowano po skończonej „robocie”.

Miejscowa ludność tuż po wojnie, jeszcze w 1945 roku napotykała w samym Mniszku oraz w okolicach wiele rozkładających się zwłok oraz ślady palenia ciał. Łącznie w Mniszku-Górnej Grupie Niemcy wymordowali ponad 10 tys. istnień ludzkich, w postaci obywateli polskich i innych narodów. Z racji wielkiej liczby ofiar i bezwzględnego cynizmu niemieckich sprawców, Zbrodnia w Mniszku jest uznawana obok Zbrodni w Piaśnicy za największy cmentarz świadczący o hitlerowskim ludobójstwie na Pomorzu.